wtorek, 20 sierpnia 2013

87. PRZENOSINY

ZE WZGLĘDU NA PORZĄDKI ZARÓWNO W SWOIM ŻYCIU, JAK I NA BLOGACH DOSZŁAM DO WNIOSKU, ŻE NAJLEPIEJ BĘDZIE KIEDY WSZYSTKO BĘDZIE W JEDNYM MIEJSCU. TAKŻE ZAPRASZAM:

WWW.MOJ-PRZYSTANEK.BLOGSPOT.COM


NIEDŁUGO NOWE WPISY.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

86.

Jednym z moich punktów "zobowiązań" czyli 101 in 1001 days jest postanowienie, że będę na blogu minimum raz w tygodniu... Więc muszę się mieć na baczności :)

Któregoś dnia byliśmy z Kubusiem na spacerku niedaleko domku. Kubuś lulał w wózeczku, kaczki do Nas przychodziły, ale ja nie przyzwyczajona chlebka nie miałam ;/ Wzięłam książkę do czytania i tak mi czas leciał. Teraz czytając cokolwiek już obmyślam jacy będą bohaterowie książki, którą ja napiszę :) A TAK. NAPISZĘ :) ci co weszli choć na chwilkę na mój nowy blog www.dzialania-em.blogspot.com wiedzą, że i pisanie książki mam w planach :) Póki co zbieram materiały więc troszkę to potrwa :) Ciekawe czy ktoś będzie chciał to wydać hahahahahahahahahaha




Ostatnio mój KTOŚ mnie baaaardzo uradował, bo... teraz był weekend kiedy nie miał synka, bo rura z nim wyjechała na kilka dni. Pomijam fakt, że zadzwonił, żeby Go wziąć w środę i ta dopiero wtedy mu oznajmiła, ze gdzieś wyjeżdżają na 4 dni i że Go nie dostanie, bo będą się pakowali. Wrr... no, ale czym mnie uradował? Nie... Nie przyjechał niestety. Któryś z jego kolegów chciał wyjść wieczorem na piwko, a mój KTOŚ powiedział, ze nie teraz, bo musi ze mną troszkę na Skype posiedzieć.. więc umówili się na później. Wiecie dlaczego się ucieszyłam? Może to wydaje się normalne, że tak powiedział (bo rzeczywiście normalne to jest), ale ostatnimi czasy mój KTOŚ ma mało czasu - o tym pisałam już nie raz :) Cieszę się, że firmę podnosi i dobrze mu idzie. Niestety mam za dobrą pamięć (tak czasem jest to zmora). pamiętam, że kiedyś to ja KTOSiowi poprawiałam humor w każdej gorszej chwili. To przy mnie odreagowywał każdy podły nastrój i uśmiechał się :) To mnie mówił o tych złych momentach i razem Nam było raźniej. Od kilku miesięcy gra z chłopakami w jakąś grę online i to go odpręża. W sumie rozumiem. Przyjmuje inną postać i jest kimś innym niż na co dzień. Ale czasem jest mi przykro jak z nimi siada. Tym razem poczułam się WAŻNA. Nie to, żebym się wcześniej nie czuła, bo KTOŚ nie daje mi odczuć tego, że kumple są ważniejsi...ale teraz poczułam się naprawdę wyjątkowa. Nie wiem jak to inaczej określić. Cieszyłam się, że kumple o mnie wiedzą, że wiedzą, że istnieję... Ehh... nie wiem jak to nazwać... Że wiedzą, że jestem dla KTOSia kimś ważnym i że ze mną też się liczy :) Poczułam się Jego częścią :) :) :)

środa, 7 sierpnia 2013

85.

Widzę, że u Was ciągle coś się dzieje :) I prawidłowo... Ja w te upały zazwyczaj siedzę w domu, bo jak to z Kubusiem gdzieś wybyć w taką pogodę? Oczywiście sobotnie wypady na działkę nadal w grafiku :)
A co się u mnie dzieje? Chciałabym napisać, że ciągle coś haha a tu jak tylko siedzę przy komputerze to buszuję po różnych blogach. Oczywiście z moim niestety ciągle słabnącym zapałem założyłam kolejny blog: http://dzialania-em.blogspot.com liczę, że go nie zwinę za szybko :) Z resztą ułożyłam tam listę 101 rzeczy jakie zrobię w najbliższe 1001 dni - czyli do 3 maja 2016 roku. Odległa data? Zobaczymy :) haha Mam nadzieję, że lista oraz 100 marzeń i celów, czyli Lista Stu będą mi towarzyszyły i skoro wymieniłam to wszystko to znajdę siłę i czas, żeby tego dokonać. Mam nadzieję, że się uda :) Najbardziej chodziło mi o spędzanie wolnego czasu, którego w gruncie rzeczy mam za dużo, a spędzam go np. na buszowaniu w necie. Zabija to czas tak bardzo, że jak wstaję o 7:00 to nawet nie wiem kiedy jest już 14:00.. a połowa dnia już uciekła. Doszłam do wniosku, że szkoda mi na to czasu choć są rzeczy, których bez internetu nie zrobię.

Teraz w sobotę byliśmy na działce i w końcu powiesiliśmy huśtawkę, którą moja mama kupiła tacie..chyba na imieniny. Na opakowaniu napisane, że wytrzyma ciężar do 120 kg haha ale i tak wszyscy wiedzą, ze podświadomie prezent był dla Kubusia hahaha  Czy Wy też tak kupujecie prezenty? Ja chyba tak :) Tacie kupuję książkę, którą ja też chętnie przeczytam, a mamie kosmetyki, których ja też będę używała :) Z resztą skąd czerpać pomysły na prezenty? :)

A to Kubuś na huśtawce :)




środa, 31 lipca 2013

84.

Wiec poki co po wszystkim. (jeszcze) maz oczyszczony, a ten sie przyznal. Przed sala bylo tylko "czesc", "czesc".Najwiecej pytan bylo o daty. Kiedy sie poznalismy...itd. Zapytany o alimenty powiedzial,ze nie placi. Dlaczego? Nie wie. Zapytany o to widzial dziecko...nie. Dlaczego? Nie wie. Swiadek wyszedl i zostalam z kolezanka,ktora pelnila funkcje kuratora dla Kubusia. Wszystko trwalo jakies 25 min. Do prawnika dodzwonic sie nie moge...wiec skrobnelam mu litanie na maila. Zobaczymy. To tyle w skrocie,bo nie bardzo chce to pamietac.

A z KTOSiem dobrze ;) Bidulek pracuje ile sil...a sil coraz mniej. Kubus nadal nie siedzi...ale juz go od jakiegos czasu lapiemy za raczki i sam sie podciaga. Za to z brzuszka na plecki i spowrotem przewraca sie nieustannie..,nadal je i rosnie duzy, okraglutki haha

poniedziałek, 29 lipca 2013

84. Cisza wkurwia

Byłam u tej fryzjerki i z prania mózgu został mi bunt. O co? O obecność. O KTOSia. O jego rozwód. Fakt ostatnie tygodnie nie rozpieszczają Go w ogóle. Nawet synka ma raz w tygodniu i jak rura pozwoli to na weekend, a tak ciągle praca od rana do zmierzchu. Ale co ja poradzę na to, że denerwuje mnie ta jego obojętność... On mówi, ze nie jest obojętny...że naprawdę chce tego rozwodu. Wiecie co.. czasem odnoszę wrażenie, że On czeka aż rura założy sprawę, bo będzie na nią jak coś... że rura sprowadzi jakiegoś fagasa i wtedy On będzie mógł mnie przedstawić synkowi itd itd... Co mnie jeszcze dobija? Cisza. Cokolwiek ja powiem (a mało kiedy oszczędzam uszy słuchacza... nie rzucam mięsem więc nie chodzi mi tu o słownictwo, lecz o to, że mówię to co myślę i to od tak po prostu. Słowotok myśli.) a z jego strony co słyszę: "Wcale tak nie jest." albo zwykłą ciszę. Więc później pytam po moim wykładzie: "Czy nie mam racji?". Co słyszę? Krótkie i zwykłe "NIE". I koniec. Więc ciągnę Go za język..."To powiedz mi w którym miejscu się mylę." I cisza.... więc dzisiaj się wkurzyłam i powiedziałam, że w takiej ciszy to szkoda trzymać telefony przy uszach. I koniec rozmowy.
A dlaczego jeszcze byłam wkurzona? Bo dziś są moje imieniny (KTOŚ sobie ubzdurał, że są one na początku sierpnia... przeprosił i powiedział, że nie ma pamięci do dat (bo rzeczywiście nie ma - to fakt)), a nawet ich ze mną nie "spędził". Za to był w pracy, a później z kumplem na pizzy. Po pizzy poprowadziłam rozmowę tak, że powiedziałam Mu, ze mam imieniny, ale On był tak zmęczony i objedzony, że się położył.
Przez tel. powiedziałam Mu, że na rozwód nie będę czekała do usranej śmierci i stąd taka cisza. No bo przepraszam bardzo... ile? No ile można czekać? A On jeszcze mi powie, że co da mi Jego rozwód? Przecież nie stać Go na wynajmowaniu mieszkania, żebyśmy razem zamieszkali.

83. Watpliwosci...

Dzisiaj bylam u fryzjerki. Zawsze po wyjsciu od Niej mam balagan w glowie. Na poprzedniej wizycie mowila,ze jesli np.prawa rodzicielslie nie zostana dawcy odebrane to mozna powolac psychologa,ktory sprawdzi stosunek dziecka do "ojca". Tym razem zaczelysmy sie zastanawiac czy on ma w ogole uznac ze wzgledu na dawcy kontakty z nieciekawymi typami z przeszlosci. Nie wiem czy to mafia czy co... Wiem,ze Interpol sie nim interesowal. Wiem,ze mial dwa wyroki za paserstwo i kuratora (tak wiem. Paserstwo jest malo szkodliwe). Ale z druguej strony... Mowil,ze oddawal szpik dla swojej kuzynki,ktora rzeczywiscie ma bialaczke...a pozniej jak powiedzialam to jego mamie to powiedziala,ze zadnego szpiku nie oddawal. Bajkopisarz? Czy tylko bujna wyobraznia? A sprawa o ojcostwo juz w srode...

środa, 24 lipca 2013

82. Wycofano szczepionki!!!

Podsyłam Wam artykuł z Rzeczpospilitej:

Rzeczpospolita - Szczepionki budzą strach.

Szczerze mówiąc chce mi się tylko bluźnić. Kubuś miał jedną szczepionkę z tej serii 12001 (Euvax B).

wtorek, 23 lipca 2013

81. Meningokoki

Dziewczyny szczepilyscie maluchy przeciw meningokokom? U mnie w poradni zalecaja,bo jakis maluch na to zmarl. Ja troszke sie boje szczepic Kubusia na kolejne cos :/
Dzisiaj tata przyszedl z pracy i mowil,ze u jego kolegi w rodzinie jest dziecko - chlopczyk 9 lat, ktory wlasnie dowiedzial sie,ze ma bialaczke. Wrr... Tata z tym kolega zaczeli szperac w necie skad to sie bierze i posrod innych przyczyn,wymienione byly rowniez szczepienia. Ehh... Dlaczego nie wymyslili czegos w 100% bezpiecznego,zeby nie bylo pozniej takich watpliwych niespodzianek...

piątek, 19 lipca 2013

80. Ci lekarze

Nie wiem jakie szkoły kończyli lekarze....ale słuchając ich to każdy inną. Inne wykłady.... a nawet jeśli ten sam temat to na pewno inne teorie im tam sprzedawali. Wczoraj byliśmy z Kubusiem na szczepieniu na pneumokoki (druga dawka. O cenie nawet nie wspomnę, bo chyba to dużo prawie 300,-pln za szczepionkę ;/ a ma mieć jeszcze dwie). Kubuś waży już 9,5 kg a ma dopiero 6,5 miesiąca. No i w końcu weszliśmy do gabinetu. Uff... Na szczęście przyjęła Nas najnormalniejsza z lek. pediatrów w tej całej, śmiesznej przychodni. Jak zaczęłam jej opowiadać co zaleciła mi dr alergolog to zdziwiła się, ze tamta mówiła o odstawianiu od piersi. Przecież ja mam przeciwciała i jak przestanę karmić to Kubuś zacznie chorować (alergolog powiedziała, ze kiedyś było takie przeświadczenie, a mama powiedziała, ze taka jest prawda, bo jak mnie czy brata odstawiła od piersi to zaczęliśmy podobno chorować. Gdzie jest prawda?). Ostatecznie skwitowała, że w sumie to nie wiadomo czy Go odstawiać czy dalej karmić i że żaden lekarz nie powie mi w 100% jak będzie dobrze. Można się wkurzyć? Dalej nie wiem co robić. Ale ponieważ wprowadzam Kubusiowi w końcu nowe jedzonko to mniej zjada z piersi. Obecnie karmię już tylko jedną piersią ;/ (w drugiej sutek wklęsły, wiec ciężko było przez cały czas z karmieniem więc nie dbałam o to by w drugiej było mleko. Starałam się, ale w końcu się poddałam) więc dzisiaj wstałam z tak nabrzmiałą piersią, że szok. Jak wypełniona silikonem aż po brzeg. Każdy kanalik czułam. Liczę, ze to przejdzie, bo przez moją przebytą zakrzepicę żył głębokich nie mogę przyjmować żadnych hormonów na zatrzymanie pokarmu. Pięknie.

środa, 17 lipca 2013

79. Alergolog

We wtorek bylismy z Kubusiem u naszej pani dr. W sumie pod pretekstem, ze konczy sie masc,ktora przepisala. Okazalo sie,ze moglam nie przyjezdzac tylko zadzwonic i recepta by czekala. W sumue fajne rozwiazanie,ale ja wychodze z zalozenia,ze najlepiej spotkac w cztery oczy i juz. A czego sie dowiedzialam? Zebym zaczela odstawiac Kubusia od piersi. Czyli dawac mu mleko (wlasnie Bebilon Pepti Martus albo ten Nutramigen). Obie puszki stoja u mnie juz od jakiegos czasu. Nie wiem czy pisalam Wam o smakach. Wiec Bebilon Pepti smakuje poczatkowo jak mleko w proszku, czylu nie jest zle...ale pozniej czuc juz posmak grzybow co nijak komponuje sie z proszkowym mlekiem. Natomiast Nutramigen dodatkowo jest gorzki :) Kubus nie chcial wiec ja to pije. Mieszam sobie z kaszkami ryzowymi i sa nawet zjadliwe. Kubus dostaje Bebilon Pepti zmieszany z kaszkami bezglutenowymi. Sa slodkie. Wg mnie lepsze niz te owocowe ryzowe. Przed Nami kolejni lekarze,ale o tym jutro :)
A tak u mnie bez zmian. Czesto mam mroczki przed oczami (i nie mowie tu o serialowych haha) jskos tak mi slabo i gdy kucam a pozniej wstaje to kreci mi sie w glowie. Nic dziwnego,ze organizm oslabiony skoro malo co jem. Do tego jeszcze te wysmienite sloneczne dni ;) Moj KTOS ostatnio zle wstawal i naruszyl zeberko wiec znowu Go pobolewa. Przeciez On wie najlepiej,ze juz wszystko sie zagoilo. Ehh... Faceci.

niedziela, 14 lipca 2013

78.

Jak Wam minal weekend? :) U Nas pogoda wczoraj pochmurna z opadami przez caly dzien wiec nawet o spacerku nie bylo mowy. Dzisiaj chociaz dzionek spedzony na dzialce, na powietrzu. Uczulenie nadal doskwiera. Nie jadlam ani czeresni,ani chleba a wysypka znowu sie pojawila. Delikatna,bo delikatna, ale jest. Czy to kaszka ryzowa jablkowa dla maluchow powyzej 4 miesiaca? Pediatra mowi,ze nie sadzi,ze to po tym. I badz tu czlowieku madry. Do tego gorne jedyneczki wychodza wiec strach sie bac przy karmieniu haha
Do tego cos mi sie wydaje,ze Kubusia ciezko bedzie odzwyczaic od piersi. Moje myslenie spowodowane jest pewnie tym,ze kiedy daje mu jego sloiczkowe jedzonko. Zje tyle co ma nalozone - choc wielkosc porcji nie jest zawrotna ze wzgledu na moje przekonanie,ze jesli cos wprowadzac to niewielkie ilosci... Wiec po takiej przekasce zawsze ma ochote na piers. Czasem daje mu kaszke taka bezglutenowa (wg mnie slodka w smaku), ale Kubusiowi cos nie podchodzi. I mimo,ze zje dosc sporo w moim mniemaniu to piers tez pochlonie. Co prawda mniej niz zazwyczaj,ale jednak. I teraz sa dwie opcje. Albo nie najada sie albo musi popic po jedzeniu. Do picia kupilam ostatnio taka granulowana herbatke brzoskwuniowa. Pije ja chetnie,ale nie wuem czy ona nie wzmaga alergii. I tez jestem glupia. Co Wasze Maluszki pija? Jak duze porcje jedza? I co jedza? Czym zapychac? Nie wiem z kim konsultowac takie rzeczy (mam tu na mysli lekarzy) , bo z moimi na rejonie ciezko sie dogadac.

A z innej beczki :) Jakie ksiazki obecnie czytacie? Jakie romansidlo polecacie? Haha Teraz mam ochote wlasnie na historie milosne :) Poki co pozycze od babci serie: "... nad rozlewiskiem" :)

wtorek, 9 lipca 2013

77. Zdjęciowo :)






76.

U Nas wszystko ok. Spacerujemy sobie z Kubusiem w parku. Ostatnio pogoda Nas rozpieszcza az nadto... Wiec staram sie unikac upalow,ale ile mozna siedzuec w domu? Kubusiowi widac juz gorne jedynki,ktore nie daja mu spokoju...a co za tym idzie...i ja nie mam spokoju. Tylko marudzi. Nie chce jesc, nie chce gryzaka,nie chce lezec. Tylko na raczki ;) Do tego alergia mu doskwiera. Jak chce spac to nie moze,bo Go swedzi wiec trzeba sie podrapac. Z reszta u mnie z karmieniem jak u Agaty ;) i wczesniej u Marty :) zabawa nogami haha
Ostatnio Kubus nauczyl sie klaskac raczkami wiec teraz hitem jest "Kosi,kosi lapci" :) Potrafi jesc, ugryzc mnie za co spojrze na Niego dosc wymownie (bo przeciez boli) a Kubus na to usmiecha sie i klaszcze. Chyba sobie haha
Moj KTOS juz lepiej. Smaruje sie smarowidlami i szybko opuchlizna schodzi. Zebra tez jeszcze bola, ale licze, ze juz niedlugo.
Do tego odwiedzilam w koncu moj cardmaking'owy blog ( www.revi-art-hm.blogspot.com ) w koncu i pewnie dlatego tyle mnie nie bylo. Urodzinowo bylo wiec i czasu niewiele. Jeszcze dzisiaj wrzuce kilka zdjec Kubusia ;)

czwartek, 4 lipca 2013

75. Sadzanie z podpórką

I co Wy na to? Dzisiaj byliśmy z Kubusiem na szczepieniu. Kolejne za tydzien i nastepne za 2 tyg hahaha i ciagle szczepienia. Ale nie o tym chciałam :)
Na zdrowej stronie Pani dr poszła na urlop więc jest inna na zastępstwie. Kiedy osłuchiwała Kubusia zapytała ile ma miesięcy. Powiedziałam, że dzisiaj równo 6. Więc zapytała czy Go sadzam. Powiedziałam oczywiście, ze nie.... W końcu tyle się mówi, że nic na siłę, że kręgosłupy się zniekształcają itd... a ona na to, że powinnam już Go sadzać z podpórką. Mam jeszcze jakieś 1,5 miesiąca na to, żeby sam siadał, bo później będę jeździła z nim do neurologa. Co Wy na to? Wasze Cudeńka już siadały w tym wieku? Albo sadzałyście Maluchy? I kiedy zaczęły samodzielnie siadać? Kubuś w zasadzie nawet się nie zbiera do siadania.

wtorek, 2 lipca 2013

74.

Może troszkę o Kubusiu skrobnę :) Zaraz po powrocie byliśmy u alergologa, bo po podróży wyskoczyła mu wysypka na całym brzuszku, a pogoda była naprawdę koszmarna. 27 st w cieniu... to przy asfalcie i w samochodzie bez klimy... nawet nie chcę myśleć. Idąc do alergologa miałam nadzieje, że Pani dr powie, że to są potówki... a tu nie... Skaza białkowa wypisz, wymaluj. Obecnie krostki na brzuszku schodzą. Wróciłam do diety choć już nie tak ubogiej i zamkniętej w 3 warzywach :) Do tego Kubusiowi też wprowadziłam jedzonko. Dynia już za Nami. Teraz jesteśmy w tygodniu ziemniakowym :) Dynia słoiczkowa bardziej mu smakowała niż ziemniak ugotowany i zblendowany przeze mnie haha ale je :) Kubusia już nosi. Teraz ja przeżywam karmienie piersią. Ale w innej formie. Kubusiowi znowu włączyło się, ze mamusi sutek to gryzak. Coraz częściej marudzi, gryzie mnie, robi sobie przerwy w jedzeniu na gryzienie itd. Ząbki dają się we znaki. Teraz chyba górne jedynki będą szły. Oczywiscie jest coraz bardziej żywy... Jakby chciał zaraz chodzić :) Jeszcze troszkę to będę za nim biegała :) Do siadania coś w ogóle Go nie ciągnie. Zobaczymy dalej.
Mój KTOŚ był na pogotowiu. Nie dlatego, ze się źle czuje, że coś Go boli.... tylko dlatego, że prowadząc własną działalność i będąc na zwolnieniu, zapłaci mniejszy podatek. Czy Wasi faceci też stronią od lekarzy? Mój KTOŚ jest najmądrzejszy (mądrzejszy od lekarza) i wychodzi z założenia, ze po co ma tam chodzić i się denerwować. Ludzie trzymajcie mnie :)

niedziela, 30 czerwca 2013

73.

Nie spałam już od 4:00. Tak bardzo chciałam już jechać do KTOSia. Wstałam po 8:00, a brat nadal spał więc kilka chwil musiałam odczekać. Więc pojechałam zatankować samochód, żeby później nie marnować czasu, a poza tym, żeby nie siedzieć w domu i nie tupać w miejscu. Nienawidzę czekać. W końcu tuż po 10:00 zadzwonił KTOŚ i powiedział, że muszą oddać klucz o 12:00 więc, żebyśmy przyjechali jakoś wcześniej. Pogoda była ciężka - bo i zachmurzone niebo i opady - mój KTOŚ mówił, ze nie wie czy to dobry pomysł, żeby jechać z Kubusiem tyle drogi na zimno. Powiem szczerze - ręce mi opadły. Podciął mi tym skrzydła. Z jednej strony miło, ze martwi się o Kubusia, ale z drugiej... nastawiłam się już, ze Go zobaczę. Tyle czekałam na tą chwilę a On mi tak mówi. Na szczęście powiedziałam, że przyjadę i nie musiałam Go długo przekonywać :) Z resztą i tak w samochodzie nic Kubusiowi nie grozi z zimnych natręctw, a tak wzięłam koc, bluzę, czapeczki i był też ciepło ubrany :)
Zaczęłam tuż po telefonie budzić brata i powiedziałam mu, że za 5 min na dole. Powiedziałam co ma jeszcze zabrać i tyle :) Musiałam być taka stanowcza, bo pomijając, że mi się spieszyło :) KTOSiowi się spieszyło :) Brat wychodząc do pracy potrzebuje właśnie 5 min, żeby się ubrać i umyć zęby haha - swoją drogą faceci mają dobrze, że nie muszą wstawać co najmniej 30 min przed wyjściem :) No dobra.... Niektórzy :) I do tego brat miał kaca olbrzyma, bo wrócił nad ranem (opijał imieniny i urodziny Piotrów i Pawłów). No cóż. W końcu wziął wózek i zszedł. No to go. Napisałam do KTOSia, że już jedziemy. Po drodze dzwonił kilka razy :)
Dla mnie taka wyprawa prawie 70 km to wyzwanie. Dlaczego? Bo jak jeżdżę to po mieście albo trasach, które znam. Więc doceń to Skarbie :* Ale teraz po podróży mogę stwierdzić to co mówię zawsze, ze bardzo lubię jeździć samochodem (z resztą zawsze uwielbiałam się przemieszczać.. bez różnicy czym.. pociąg, autokar, samolot :) ) więc chętnie będę wyruszała w kolejne trasy. Najgorsze jest to, że mam dość małą pojemność silnika więc za szybko nie polecę... chyba 110 km/h to był maks. Po pierwsze nie potrzebuję lepszego do jazdy po mieście, po drugie wiem doskonale, że gdybym miała szybszy samochód to i mandaty by się sypały, bo nie wykorzystywałabym tego dobrodziejstwa jedynie do wyprzedzania :)
Dotarliśmy na miejsce. Mój kochany KTOŚ Nas przywitał. Jak Go zobaczyłam to aż serce się krajało. Setki tysięcy pytań w głowie. Dlaczego mnie przy Nim nie było? Skąd skurwysyni, którzy tak się zachowują bijąc człowiek, którego tak bardzo kocham? Skąd biorą się takie ch***? Było mi Go tak szkoda. Było mi bardzo przykro, ze przez to wszystko musiał przejść, że na taką bandę się natknęli. Aż miałam łzy w oczach. Biedny trochę chodzi, ale z powodu poobijanych żeber ciężko mu się wyprostować. Twarz cała opuchnięta. Nawet za uszami. Nawet ma siniaka na szyi. Dobrze, że pojechałam, bo wyobrażałam Go sobie o wiele gorzej. Tzn. Wyobrażałam sobie więcej siniaków i strupków na twarzy, ale nie sądziłam, ze twarz może aż tak spuchnąć. Zawsze uważałam, ze najlepiej wiedzieć nawet najgorszą prawdę niż domyślać się cudów (a mój Skarbek wie jakie cuda potrafią chodzić mi po głowie:) ). Wysiadłam z samochodu. Miałam ochotę obcałować każdego siniaka, każde bolące miejsce, każdego nawet najmniejszego strupka. Ile razy w głowie bluźniłam na tych skurwieli i ile razy wymyślałam sobie co bym im zrobiła. Zakatowałabym. Bez dwóch zdań. Jak tak można. Bydło spuścić. Mój KTOŚ przytulił mnie, było widać, że się cieszy, że przyjechałam. Ja też byłam w siódmym niebie, mimo, że patrzyłam na Jego cierpienie. Teraz też mnie boli, że nie ma mnie przy Nim. Że nie pościelę mu łóżka, że nie podam jedzenia, że nie posmaruję obolałych żeberek, że Go nie przykryję w nocy, że nie pomogę Mu rano wstać (na wyjeździe pomagali mu kumple). Przykro mi strasznie. 
Poznaliśmy Jego znajomych. Wszyscy bardzo pozytywni, choć już wycieńczeni :) Cieszę się ogromnie, że ma takich znajomych i że nie był sam :) 
Pojechaliśmy do McDonald'sa na jedzonko. Mój KTOŚ pojechał ze mną :) Cuuudnie Skarbie :) Chłopaki pokupowali sobie coś do jedzonka, KTOŚ jedynie kawkę, a ja wodę mineralną niegazowaną haha no bo co innego :) Kubuś jak zawsze grzeczny :) Rozglądał się, uśmiechał i bawił swoimi zabawkami :) Mieliśmy dla siebie troszkę czasu. Znowu przytulanina, całuśniki i jednym słowem przy sobie w ciągłym dotyku :)
W pewnej chwili kiedy trzymał mnie za rękę jakoś tak zerknęłam i przywidziało mi się, że ma obrączkę. Oczywiście powiedziałam to na głos haha a co :) a mój kochany KTOŚ powiedział:
- No jeszcze mi nie założyłaś.
:* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :*
Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę, poprzytulaliśmy się, chłopaki pojedli i popalili. W między czasie jeszcze przewijałam Kubusia i karmiłam. Brat jak to brat wkręcił się w towarzystwo haha No i czas rozstania ;/ Tragiczny, lecz nieunikniony. Oczywiście było: "Do zobaczenia niedługo" :) Wsiedli do samochodu, poustawiali GPSa, popatrzyliśmy jeszcze na siebie przez szybkę i pojechali... :( :*
Ja jeszcze chciałam troszkę nakarmić Kubusia, żeby bratu z tyłu nie marudził, ale był opór haha więc też wsiedliśmy i pojechaliśmy (niestety) w przeciwnym kierunku.  Bardzo się cieszę, że Go dzisiaj widziałam. Nie wybaczyłabym sobie siedzenia w domu wiedząc, że jest tak niedaleko :)
KTOŚ zadzwonił po 18:00, że już dotarli. Położył się, posmarował jakimiś mazidłami i łyknął leki przeciwbólowe. Gdybym wiedziała jak wygląda to też bym aptekę odwiedziła przed przyjazdem. Nie bardzo wiem co w takich przypadkach jest na "topie", z resztą pytałam tyle razy czy czegoś nie przywieźć i niczego Kotuś nie chciał :) Przyjechali Jego rodzice, podobna mama załamana... Ehh... Nie dziwię się... Gdybym tych skurwieli spotkała to....wrr....

sobota, 29 czerwca 2013

72. Skurwysyny

Wybaczcie, ale inaczej nie mogłam posty zatytułować. Wczoraj byłam zła, bo KTOŚ się nie odzywał... a dzisiaj rano zadzwonił... I co? Nie chciał mnie wczoraj denerwować. A co się stało? W ogóle mój KTOŚ gra czasem w grę online z chłopakami (niektórzy to już faceci, bo nawet ok 50-tki) i ten wypad jest zorganizowany właśnie przez nich wszystkich. Zjazd ludzi z całej Polski. Zebrało się ich chyba ośmiu. Zapoznawali się wczoraj jak już dojechali. W poprzednim poście napisałam, że byli ok 23:30 więc dość późno, ale i drogi kawał mieli. (a jechał z kumplem). Więc z opowiadań KTOSia wynika tyle, że... Wszyscy się zjechali, zapoznawali się w domku, który mieli wynajęty itd więc pewnie piwko było. KTOŚ mówił, że jedno wtedy (póki co) wypił... później szedł między domkami z takim Tomkiem (Tomek - facet 49 lat)... i co? Napadła na nich grupa ok 30-stu kolesi... skopali ich. KTOSiowi podarli koszulke, zabrali buta, a On sam jest podobno strasznie poobijany na twarzy, ma potłuczone żebra. Wczoraj przyłożył mięso do twarzy. Oczy opuchnięte. Ledwo co widzi. Dobrze, że pojechał z kolegą to chociaż On będzie prowadził samochód, bo KTOŚ nie jest w stanie. Kumpel stwierdził, że nie musieli jechać taki kawał, żeby dostać wpierdol. Podobno jak chłopaki w domku zauważyli, że nie ma KTOSia i tego Tomka to poszli ich szukać. Daleko nie mieli, bo to było między domkami (a środowisko dookoła to las, jeziorko i domki). Więc reszta poleciała na nich. Oby ich połamali. Jak tego słuchałam to ręce mi opadały z każdym Jego słowem.
Jutro jadę tam z Kubusie i bratem.

71. :(

KTOS dojechal na miejsce mniej wiecej o 23:30. Pewnie teraz siedza z chlopakami i pija piwo... A chlopaki to zgraja z Polski,bo razem graja w gre komputerowa w weekendy wiec pierwszy raz sie zobacza z wiekszoscia. Pisze do KTOSia w miare mile i bez zlosci smsy,bo jak pisalam w zlosci to bylo mu przykro. A tego nie chce. Chce,zebym byla w Jego oczach ta,ktora sie kocha i mozna jej o wszystkim powiedziec... Ale jakim kosztem? Pamietam jego wypad na weekend na deske w lutym. Odchorowalam to masakrycznie. Ja naprawde boje sie popasc w depresje. Przesadzam? Uwierzcie mi,ze nie. Tego co czuje nie da sie opisac. Rozrywa mnie od srodka. Jestem zla na cale swoje zycie. Jest mi ogromnie przykro,ze kumple sa tacy wazni. Wiem,ze nie raz mu to wypomne. Wiem,ze to jak ja sie czuje to moja sprawa. Mialam mu powiedziec,zeby nue jechal? Co z tego,ze mi to nie pasuje. Przeplacze caly weekend i bedzie po problemie. Znowu rodzina bedzie pytala mnie jutro na dzialce pytala dlaczego jestem smutna. A ja mam cicha nadzieje,ze przyjedzie na chwilke do mnie...bo jest ode mnie az o 62,5 km. Ciekawe czy na to wpadnie. A teraz zmykam ryczec w poduszke i dalej udawac,ze wszystko jest cudownie... Czym ja sobie na to zasluzylam? :(

A wiecie co jest najgorsze? Kiedy ja sie tak strasznie denerwuje to telepie mna jak podczad bardzo wysokiej goraczki. A te delirki nie sa niczym przyjemnym. Czy ja kazdy Jego wypad musze tak odchorowac? :( Ja chyba jakis ewenement jestem.

70. Weselnie z KTOSiem

No to ciąg dalszy poprzedniego wpisu :) Też będzie dość szczegółowo, bo nie chcę zapomnieć ani jednej chwili. Po złożonych życzeniach zaraz wróciliśmy do samochodu, bo Kubuś płakał i marudził więc podjechaliśmy kawałek dalej w ustronne miejsce na karmienie. Później w drodze na salę weselną minęliśmy raz jeszcze kościół i rondo wokół którego krążyła Para Młodych, żeby wszyscy goście ich wyprzedzili. Zrobiliśmy kółeczko za Nimi i zjechaliśmy. Oczywiście zanim się wypakowaliśmy z samochodu, rozłożyliśmy wózek itd to Para Młoda była już na sali haha Od strony wejścia na salę stały kolumny więc jak orkiestra zaczęła grać to Kubuś z nimi zaczął płakać i krzyczeć. Więc od razu doszliśmy do wniosku, że zaraz będziemy się z Kubusiem zwijali. Ale w końcu jakby się przyzwyczaił i było ok. Siedział na kolankach osoby, która akurat nie jadła :) KTOŚ wózek odstawił kawałek dalej i jak coś to przynosił gryzaki i zabawki dla Kubusia :) Maluch zaczął marudzić tak fest ok. 20:30 więc zabraliśmy manele i wracaliśmy do domu, zeby Go odwieźć. Płakał po drodze więc nawet wykrzywiałam się na tylnym siedzeniu i karmiłam Go. A co :D W domku na spokojnie Go ululaliśmy i z czystym sumieniem wyszliśmy. Gdzie pojechaliśmy? Taaaaak :) Na kwatere do KTOSia :) W końcu tyle czasu się nie widzieliśmy i nie kochaliśmy, że trzeba było odświeżyć pamięć. To, że było cudownie nie będę opisywała :) Tyle Wam oszczędzę :) Był czas na wszystko, nie spieszyliśmy się z niczym, rozmawialiśmy. W pewnym momencie Ktoś mówi, ze przesadził. Zaczęłam się zastanawiać o co kaman i mówię: 
- Będzie dzidziuś? :)
* Nie, nie będzie. A co nie chciałabyś?
- Yyyy... no nie... bo wszystko musiałbyś wtedy przyspieszyć - (nie wiedziałam co mu powiedzieć. Teoretycznie miałabym wtedy pewność, ze o wiele szybciej wszystko będzie załatwione i będziemy razem. Więc powiedziałam to w sumie bez przekonania)
* A ja bym chciał.
Ehh... aż serce mi się uradowało :) więc poprawiłam się, że też bym chciała :)

Później dalej leżymy rozmawiamy sobie. Jest błogo. Można by tak leżeć i leżeć. KTOŚ mówi:
* Muszę Ci coś powiedzieć.
Z natury jestem optymistką, ale w takich chwilach do głowy przychodzą najgorsze myśli... usłyszę zaraz, że "Jesteś wyjątkowa, ale to nie ma sensu", "przyjechałem do Ciebie ostatni raz...", "dla dobra synka muszę wrócić do tamtej" itd.... ale zamiast tego usłuszałam:
* Jestem od Ciebie uzależniony.
I myślę sobie w głowie.. jaka ja głupia jestem. Że nie wierzę w Niego, w Nas. Skąd takie pesymistyczne myślenie? Wcześniej tego nie było. Wiem skąd i dlatego się boję. Już kiedyś jedno słyszałam, a okazało się to totalną bzdurą. Ciężko w emocjach odróżnić kłamstwo.
Nie muszę wspominać, ze miałam uśmiech od ucha do ucha.... Ale ponieważ kobieta zmienną jest to zaraz z Uśmiechu tworzą się łzy w oczach? Ze szczęścia? Hmm... te nimi nie były. Tzn byłyby gdyby nie to co chodziło mi po głowie. A ponieważ u mnie to co w głowie to i na języku więc mówię:
- Dlaczego nie można cofnąć czasu o kilka lat?
* A dlaczego chcesz cofać?
Tak bardzo cieszyłam się z tej chwili. Chwili wolności. Chwili bez smyczy. Bez słuchania, że coś mi przy dziecku wypada, a czegoś nie wypada itd...
* Wtedy nie miałabyś Kubusia.
- Miałabym.
* Nie miałabyś. Jak niby byś miała?
- Z Tobą.
Pocałował mnie i powiedział:
* Widocznie tak miało być :)

No i czas najwyższy zbierać się z powrotem na wesele (w sumie zostawiliśmy KTOSia marynarkę, zeby zając sobie miejsce, a ponieważ jakiś czas Nas nie było to zastanawialiśmy się w jakim stanie i gdzie ona będzie :)) Na miejsce dotarliśmy o 00:30 :) A chciałam być na oczepinach ;/ Wchodząc na salę Para Młodych kiwała na Nas palcem, żebyśmy do nich podeszli haha i już wiedzieli, że "coś było" :P No i były oczepiny, podziękowania dla rodziców i prezenty znowu. I tak 1,5 godz. a my chcieliśmy potańczyć, żeby się poprzytulać. Kilka utworków potańczyliśmy, ale wyszliśmy jakoś przed 3:30, pożegnaliśmy się z Młodymi i G. - Pan Młody odprowadzał Nas do samochodu. W pewnej chwili mówi do KTOSia..." to Ty przyjechałeś tą Alfą"? No i zaczęło się. G. prosił Nas, żebyśmy jeszcze chwilę poczekali, bo jakiś koleś z gości przez całe wesele truje mu d***, że choruje na taki samochód i On by go przyprowadził. Więc za chwilkę przyszedł koleś, który musiał pozwiedzać samochód. Musiał usiąść z przodu, zaglądał wszędzie włącznie z bagażnikiem, siedział z tyłu itd. w końcu przyszła jego żona i mówi do mnie:
- Mieści Ci się torebka na siedzeniu? Bo wiesz.. ja słyszałam, ze się mieści i dlatego jestem przekonana do tego samochodu.
* No tak, tak.
A co miałam jej powiedzieć? Haha Wariatka jakaś. Kto kupuje samochód, bo mieści się torebka na siedzeniu? Luuuudzie.
Ogólnie z KTOSiem mówiliśmy, że szkoda, ze tak mało potańczyliśmy, ale z drugiej strony KTOŚ powiedział, że czas wcale nie jest stracony, bo dużo rozmawialiśmy :)
W domku byłam ok 4:30 i akurat Kubuś zaczął się wiercić więc mama z nim jeszcze chwilkę posiedziała, aż się wykąpię i wzięłam Go na karmienie. Finito :)

Kto dobrnął do końca? Gratuluję haha

piątek, 28 czerwca 2013

69. Ślubnie z KTOSiem

Jeszcze troszkę wspomnień :) W sobotę wstał zmęczony po całym tygodniu i podróży więc był u mnie w domku około południa. Pojechaliśmy z Kubusiem na zakupy. Na zakupach cudnie było. KTOŚ pchał wózech, a ja wtulałam się w Niego. Brakuje słów na to, żeby opisać euforię. Kupiliśmy jakąś kartkę (bo sama nie miała jak i kiedy zrobić ;/), winko (bo Państwo Młodzi zażyczyli sobie winko zamiast kwiatów (ja też tak miałam haha)) i kupiliśmy ubranko dla Kubusia na wesele. Doszłam do wniosku, że weźmiemy Go ze sobą, bo i tak pewnie byśmy przyjechali na karmienie ok 21:00 a tak Go odwieziemy, a rodzice będą z Nim kilka godzin krócej. Po zakupach pojechaliśmy jeszcze do KTOSia na kwaterę zobaczyć czy pasuje koszula, którą kupił czy będziemy jeszcze jechali na zakupy haha Kubuś spał więc mieliśmy chwilkę dla siebie na przytulanie. Ogólnie rzecz ujmując przytulamy się ciągle w każdej sytuacji i gdzie popadnie haha W końcu przymierzył koszulę (mrr...) i pojechaliśmy do mnie, bo mama już czekała z obiadem. KTOS wyprasował sobie u mnie koszulę kiedy ja się kąpałam i szykowałam. Gotowi byliśmy o 17:00 a tu jeszcze trzeba było oporządzić Kubusia. Reasumując wyszliśmy ok 17:45... plus dojazd jakieś 40 min. Ślub był na 18:00 i oddalony o lekko ponad 30 km od Nas haha Na miejsce dotarliśmy oczywiście ok 18:30 :) Do kościoła więc już nie wchodziliśmy. Postaliśmy przed i w końcu wyszła Para Młodych (aha bo nie napisałam. Za mąż wychodziła właśnie moja przyjaciółka K.). Jak to u Nas kolejka z prezentami długa. Więc stanęliśmy i przekładaliśmy sobie Kubusia z rąk do rąk jak już komuś ręce mdlały haha w pewnym momencie stanęło za Nami małżeństwo z córeczką, a ponieważ była ona dość niegrzeczna i marudna, jej mama powiedziała patrząc na Kubusia i KTOSia: "Patrz jak dzidziuś ładnie przytula się do tatusia". Powiem Wam szczerze, że mnie zrobiło się bardzo miło :) Nie wiem jak KTOŚ, bo nawet o tym nie rozmawialiśmy. Ale tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się :) Wiem, że KTOŚ byłby wspaniałym tatusiem dla Kubusia, ale... nie traktowałby Go nigdy jak swojego własnego. Może tak mi się wydaje, bo w swojego synka jest bardzo wpatrzony :) nie, żebym miała mu to za złe, bo to jeden z tych powodów dlaczego tak bardzo Go kocham :) Pamiętam tylko jego słowa kiedyś... Nie wiem już o co chodziło, ale KTOŚ o synku powiedział: "bo on jest taki mój". KTOŚ pewnie o tym nie pamięta, za to ja baaaardzo.

68. Chwila na bieżąco...

Tym razem potraktuję Was jak poradnię psychologiczną. Powiedzcie mi.. co jest ze mną nie tak? Z czym mam problem? Z zaufaniem, odległością czy po prostu z samą sobą? A może z kasą? (dlaczego z kasą? Nie jestem materialistką, ale wszyscy na każdym kroku ją wytykają). Mój KTOŚ oznajmił mi wczoraj, że chłopaki chcą na weekend jechać na paintballa... a ja oczywiście wkurwienie sięgające czerwoności. Dlaczego? Oczywiście w głowie mam scenariusze, że wypad męski to popijawa i zagadywanie panienek... no i uciekanie od żon. Skąd mam to w głowie? Czy wszyscy faceci są tacy? Czy przez debilnego jeszcze męża (ehh... jak mnie drażni to określenie <załamka>) mam uraz do pijących facetów i wyobrażam sobie nie wiadomo co? Czy chodzi mi tu o kasę - ale tylko w znaczeniu, że jeden jego wyjazd gdzieś to o jeden wyjazd do mnie mniej? Czy jednym słowem mam dosyć tego, że ja tu sama a on tam ma świetne życie. Bo naprawdę czuje się tak samotnie, że aż nie mam sił bluźnić. A żalenie się Wam nie sądzę, że mi coś pomoże, bo blog łez nie wytrze. KTOŚ mi porównuje wyjazd z rodzicami i niemowlakiem do Jego wypadu na weekend z kumplami. Jest to w jakikolwiek sposób miarodajne? Dla mnie nie. Ja wiem jak faceci się zachowują jak są wśród facetów i to wcale nie jest ważne ile mają lat. Kolejny ból.. znowu kasa, ale to już nie mój wymysł tylko KTOSia. Mianowicie.. kiedyś pytał mnie co mi da Jego rozwód skoro On i tak nie ma takich dochodów, żeby wybudować dom i Nas utrzymać, a u nich z pracą wcale nie jest najłatwiej (tzn. jak dla mnie) - podobno. Przestaję sobie radzić. Naprawdę. Mimo, że ciągle utrzymuję dobrą minę do złej gry. Samo wygadanie się chyba też mi nic nie daje. Chyba czas pomyśleć o psychologu. I wcale nie żartuję. Ok kończę, bo niedługo rodzice wracają z pracy więc czas osuszyć łzy :(

67. Mycie ząbków - jak, czym, kiedy?

Kogo mam pytać jak nie Was, doświadczonych mam :)
Tym razem jestem ciekawa co mi napiszecie na temat mycia ząbków. Kubuś niedługo skończy 6 miesięcy. Ma dwie dolne jedyneczki wyrośnięte mniej więcej do połowy :) Wczoraj wprowadziłam mu dynię do jego menu :) (swoją drogą bardzo się cieszę, że w końcu coś nowego zajada :)) Tak wiem będę tęskniła za karmieniem piersią... ale traktuję to jako następny etap. Nieunikniony. Ale do sedna. Jedzonko podaję rano.. tzn ok 10:00-11:00. Na stanie mam taki sprzęcior:

Moje pytania brzmią: Czy to póki co wystarczy czy to traktować jako masażer do dziąsełek i powinnam kupić jakąś inną szczoteczkę? Czym myć ząbki? Czy są jakieś pasty dla takich maluszków albo płyny? I kiedy myć? Po jedzonku czy wieczorkiem? Nawet poprosiłabym o zdjęcia (tzn linki) jeśli nazwa nic nie da :) albo jak nie będę mogła czegoś znaleźć a będę chciała to się do Was zgłoszę :)

czwartek, 27 czerwca 2013

66.Wyczekiwany powrot

Dzien ciagnal sie bez konca. 21czerwca (urodzinki mojego KTOSia) wracalismy w masakryczny upal z Kubusiem,ktory tez mial dosyc. Dawal sie we znaki placzem i krzykiem. Do tego skaza bialkowa rowniez sie odezwala wiec byl troszke rozdrazniony. Ciagle w tej samej pozycji w nosidelku...ile mozna? My tez zatrzymywalismy sie co kawalek,zeby Go wyprostowac,zmienic pozycje, przewinac, nakarmic i w droge. Bylo wiadome,ze zaraz zasnie :) W miedzy czasie moj KTOS tez do Nas jechal :) Wyjechal dosc pozno,bo po 17:00,ale i tydzien mial ciezki,bo wylecialy mu dwa dni z tygodnia,ktire spedzil w Gnieznie na kupowaniu samochodu :) (Kochanie - Alfa cudna :*) Do domku dotarlismy chyba ok 20:00. Wykapalismy Kubusia i najchetniej polozylabym sie spac,ale... Dostalam dodatkowych sil,bo wiedzialam,ze mam jeszcze na co czekac. A raczej na kogo ;)
W koncu doczekalam sie. Moj KTOS przyjechal po 22:00. Tyle czasu sie nie widzielismy,a wtulajac sie w Niego znowu czulam,ze pasujemu do siebie jak ulal. Wtulalismy sie tworzac jednosc. Nic sie nie zmieniamy. Nadal sie kochamy :) Kubus oczywiscie jeszcze nie spal. Tez na Niego czekal :) KTOS nachylil sie nad lozeczkiem i mowil do Kubusia...a Kubus patrzyl na Niego i zastanawial sie pewnie kto to :P. Powiedzialam KTOSiowi,ze jak bedzie tak rzadko przyjezdzal to tak bedzie :P Kiedy Kubys zasnal,mielismy chwilke dla siebie... Wiec niby co moglismy robic? Przytulalilismy sie, rozmawialusmy,calowalismy sie i jednym slowem siedzielismy przy sobie. Cuuudownie.

65. Fotosy haha

Miały być zdjęcia? PROSZĘ :*












środa, 26 czerwca 2013

64. Wróciliśmy...

Ehh. Chcialoby sie powiedziec,ze niestety,ale jak pomysle,ze bylam oddalona od mojego KTOSia o prawie 900 km (a nie jak zawsze o 340 km) dochodze do wniosku,ze obecny dystans jest wystarczajaco za dlugi...wiec po co go jeszcze powiekszac.
Wypad nad morze oczywiscie sie udal. W podrozy w strone nad morze Kubus spisal sie cudownie. Wracajac pogoda nie dopisala Nam juz tak bardzo, bo upaly ok 30st. to nic milego wiec troszke sie wsciekal. Pogoda dopisala...bo jesli padalo to w nocy,a w ciagu dnia slonko rozpieszczalo Nas swoimi promieniami. W ciagu dnia spacery po okolicy,a pozniej (czyli w godz16:00-20:00) na plazy. Odwiedzilismy moje ukochane Swinoujscie, gdzie jak zawsze glowna atrakcja bylo wyplywanie mojego promu w morze :)
Kubus jak zawsze grzeczny. Zasypial wieczoramu bardzo szybko i naprawde dobrze mu sie spalo. Nawet nie bylismy na zachodzie slonca,bo zawsze spal haha Najzabawniejszymi momentami byly chyba chwile przewijania Kubusia z kupki. Pierwsza zdarzyla sie oczywiscie kiedy jedlismy na miescie. Musial biedny zacisnac zabki i poczekac chwilke. Ptzewijanie na lawce w parku, plytkach tarasu restauracji, lawka przy Forcue w Swinoujsciu, skrawek trawy zaliczone. Do tego karmienie piersia w parku, na plazy w namiocie, na plazy, na deptaku rowniez zaliczone.
A Wy kiedy jedziecie gdzies odpoczac na kilka dni? :) Powolu bede nadrabiala zaleglosci w Waszych blogach,bo jestem pewna, ze wiele mnie ominelo ;)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ja tylko na kilka chwil. Jestesmy juz z Kubusiem nad morzem :)  Podroz zniosl bardzo dobrze. Bez marudzenia wiec wszyscy zadowolenie.

Poki co korzystamy z ladnej pogody choc wiem,ze niestety w duzej czesci Polski ulewy albo grad. Trzymajcie sue tam.

środa, 5 czerwca 2013

62. Żale... :(

A mnie znowu coś dopada... Gdzie lepiej mieszkać? Wieś? Małe miasteczko? Duże miasto? Rozważam tutaj pod względem znajomych... Znam całą masę ludzi, którzy pochodzą z małych miast i mają całą masę znajomych. Ja mam tą wątpliwe szczęście mieszkać w dużym mieście.... Każdy ze znajomych poszedł w swoją stronę, każdy mieszka w innej części miasta, pozakładali rodziny, poopuszczali miasto, powyjeżdżali za granicę... tak naprawdę mam tylko jedną kochaną i bardzo oddaną koleżankę... może nawet przyjaciółkę. Było ich wiele w moim życiu, ale patrząc z perspektywy czasu skoro każdy poszedł w swoją stronę to znaczy, ze to nie była tak naprawdę przyjaźń. Moja K. (przyjaciółka) mieszka właśnie w małym miasteczku, znajomych ma bardzo dużo.. Wszyscy są z jednego miejsca i często się spotykają.. czy to na grillach czy na domówkach. 
Mój KTOŚ też mieszka w małym miasteczku i jak z czasem widzę ma sporo znajomych (mówię tu o płci męskiej) i dzisiaj też poszedł do kumpla na piwko... a ja...? Mnie jest smutno. Dlaczego? Dlatego, że muszę siedzieć w domu z Kubusiem? W zamknięciu. Sama. Dlatego, że nawet gdybym do kogoś zadzwoniła to każdy jest albo w pracy albo już w domu z rodziną, narzeczonym itd? Może dlatego, ze kiedyś spędzał ze mną każdą wolną chwilę na Skype ;/ a nie z kumplami? Dlatego, że już kiedyś byłam w związku gdzie kumple byli ważniejsi ode mnie? Może jestem przewrażliwiona. (Nawet jeśli KTOŚ jest z jakimś kumplem na piwku to i tak pisze sms'ki). Może dlatego, że w sobotę nad ranem wyjeżdżam nad morze na 2 tyg i może nie będziemy się widzieli.. więc mamy tylko 3 wieczory na Skype... tzn mieliśmy. Może ze mną jest coś nie tak :(

61.

Wczoraj prosto ze szpitala pojechałam do mamy do pracy, bo przecież jej koleżanki musiały zobaczyć Kubusia... ehh (Biedne dziecko :P) No, ale żeby nie było za dobrze...to Kubuś musiał się popisać :) Wszystkie osoby z mamy pokoju przeniosły się do o wiele mniejszego, bo we właściwym jest remont. Więc był ścisk straszny, ale co tam. Mama w końcu mówi, żebym Go przewinęła, bo się spompował :) Ja zaglądam... a tam... tak... dokładnie... KUPA :) Oczywiście nie byłam przygotowana, bo jeszcze mam w głowie czasy kiedy kupka była raz na 7-10 dni :) a teraz jest w sumie częściej przez ząbkowanie. Myślałam, ze szybciej będę w domu ;/ Więc przewijanie było na dywanie haha i poradziłyśmy sobie samymi chusteczkami :) Pomyślałam, że w sumie jeszcze będą dziwniejsze miejsca do przewijania czy do karmienia piersią :) A Wy jakie najdziwniejsze miejsca zaliczyłyście?? :)

Później oczywiście dotarliśmy do domu (mamę zabrałam z Nami)... i zaczęło się co mogę jeść a czego nie... Oczywiście tata zaczął dumać nad tym wszystkim..., że skoro mam wprowadzać to może jakieś grupy pokarmowe.. a nie wszystko od razu... więc teraz powoli wprowadzam ;/

wtorek, 4 czerwca 2013

60. Alergolog

Rano szybciutko szykowaliśmy się z Kubusiem do lekarza. Co prawda trzeba było pojechać jakieś pół miasta, ale tam udało się załatwić lekarza. Załatwić = jak inaczej, jak nie po znajomości? Pojechaliśmy z Kubusiem na ciasny pod szpitalny parking pilnowany przez zewnętrzną firmę. Jak tylko zaparkowałam już do samochodu podbiegł koleś wkładając karteluszkę pod wycieraczkę. Więc starałam się wykaraskać z samochodu z jednej - mojej strony i lecieć po Kubusia z drugiej strony, bo wyciągałam Go razem z nosidełkiem. Oczywiście ucieszyłam się, że znalazłam miejsce pod samym wejściem do szpitala :) Wchodzę... Patrzę kolejka do rejestracji.. więc pytam panią w portierni o poradnię alergologiczną... Okazało się, że to nie tu. W pierwszej chwili ucieszyłam się, bo może kolejka będzie mniejsza :) W tej było ok 20 osób do 4 okienek. Po krótkiej chwili zostałam poinstruowana, że poradnia jest.. daleko. Czyli muszę iść dookoła całego szpitala i tam jest wejście na dole. Wzięłam Kubusia z nosidełkiem i leciałam... Jest tak ciężki, że jutro mam zakwasy murowane. Króciutki kawałek pomogła mi nawet jedna dziewczyna :) Powiedziała, że ona też już się nadźwigała :) Miło było spotkać taką osobę. W dużej mierze jest sporo uprzejmych ludzi, którzy otworzą Ci drzwi, ale są i tacy, którzy zatrzasną Ci je przed samym nosem. Kilka razy dzisiaj kopałam po drzwiach z moim bardzo wyrazistym spojrzeniem.. Ci co mieli wiedzieć co o nich pomyślałam, na pewno się domyślili. W końcu dotarłam do rejestracji. Byłam druga w kolejce :) Poczekaliśmy chwilkę (akurat zadzwoniłam na króciutko do mamy i na o wiele dłużej do KTOSia - jak przy każdej nadarzającej się okazji :)) w końcu weszliśmy do Pani dr.
Młoda kobieta ok 40-stki. Początkowo wywiad: ile ma miesięcy, co się dzieje, czy jest pies, jak alergia u mnie i u dawcy (wkurza mnie to pytanie.. nie dlatego, ze czuję się nim dotknięta, bo nie mam z baranem kontaktu, ale dlatego, że mimo, że go nie ma to jakoś tak plącze się jak niepotrzebny wrzód)... Nevermind. Na początku padło pytanie: Kto kazał Pani przejść na dietę? Szczęka mi opadła haha Reasumując okazało się, że mogę jeść wszystko, ale zostało zdiagnozowane AZS. Mam dwa wyjścia: albo jem wszystko (tzn dieta kobiety karmiącej), karmię piersią, smaruję Kubusia itd.. albo jem wszystko i przestaję karmić piersią, Kubuś przechodzi na butlę. Powiedziała, ze nie będzie mnie namawiała do porzucenia karmienia, bo to niehumanitarne, ale karmienie najważniejsze jest przez pierwsze 3-4 miesiące.. natomiast to, że chcę karmić do roku to już pozostawia mnie. Ogólnie zmiana powietrza (czyli sobotni wyjazd nad morze) dobrze mu zrobić, smarować, smarować i jeszcze raz smarować, jeść normalnie itd. Jutro ciąg dalszy.. zmykam spać. Wy też śpijcie dobrze

czwartek, 30 maja 2013

59. Sposob na gryzonia

Wczoraj pisałam o gryzoniu, który z maminego cycuszka zrobił sobie gryzaka haha Nie znalazłam co prawda sposobu na to by mnie nie gryzł.. Albo na to żeby mnie nie bolało... Lecz jedyne co przyszło mi do głowy to skrócenie trwania bólu. Mianowicie w chwili kiedy już widzę, że poliki podczas jedzenia przestały się ruszać to psychicznie szykuje się na ból. Boli... A jak inaczej? :) Zaczęłam wkładać Jemu do buzi palec podczas gryzienia. Palec wkładam w kącik ust tak jak przy wyjmowaniu sutka Szkrabowi z buzi kiedy zaśnie z piersią w ustach. Póki co zdaje egzamin :)

środa, 29 maja 2013

58. Co z Nim zrobić?

Tym razem piszę, żeby poradzić się Was doświadczone mamy karmiące piersią. kilka minut temu wkurzyłam się aż tak, że chciałam skończyć karmić piersią. A co jest tego przyczyną? Sam Kubuś się o to prosi. A raczej diabeł, który w Nim siedzi. Jak już pisałam, ząbki wyszły na światło dzienne. Pomijam to, że boli jak przez przypadek złapie... jak przez przypadek wciągnie języczek i zostaną ząbki. Ale dzisiaj przeszedł już samego siebie. On zaczyna gryźć SPECJALNIE. Mam takie nerwy, że szkoda gadać. Pomijam to, że boli, ale ilekroć dawałam Jemu pierś, żeby pojadł, bo chciałam, żeby pospał jeszcze chwilę przed kąpielą... To za każdym razem gryzł z całej siły. Ile tylko mógł. Odkładałam do łóżeczka, jak płakał to brałam na ręce, żeby przytulić... Więc Go nosiłam, ale ile można nosić ponad 8 kg? Więc w końcu się litowałam i przykładałam do piersi. I znowu.. zamiast pić mleczko to wystawiał te swoje dwie jedyneczki chwaląc się, że ma aż tyle i że wie do czego służą :P Z nerwów wzięłam laktator, żeby odciągnąć sobie mleko i niech Kubuś pije z kubeczka, ale nawet 5 ml nie wydoiłam z siebie. Wiem, że dziecko wyciągnie więcej mleko niż sprzęcik, ale żeby tylko tyle... wrrr...
Jak zacznę dawać Kubusiowi pierś przez kapturek to znowu będzie memlał jak smoczek butelkowy ;/

wtorek, 28 maja 2013

57. Przybywam :P

Więc... nie zaczyna się zdań od "więc"... dawno mnie nie było, bo z humorkiem ciężko. W niedziele pojechaliśmy na działkę.. na szczęście pogoda Nam dopisała :) Dzień Mamy spędzony na powietrzu i super. Okazało się, że na działce graniczącej z Naszą też urodził się maluszek. Dziewczynka. Już prawie 8 miesięcy i nie waży jeszcze nawet 7 kg. Kubuś wyglądał przy niej jak wyrośnięty haha Jednym słowem bogaci rodzice więc i im się powodzi... Zapytaliśmy jak dziewczynka ma na imię. Usłyszeliśmy - Konstancja. Kurcze.. Znacie zdrobnienie? Konia, Kostka... ehh... Nie chcę komentować, żeby nie urazić kogoś komu to imię się podoba. Dla mnie jest to krzywdzenie dziecka, ale to jest już moje osobiste zdanie.
Z działki wracałam z duszą na ramieniu... 17 km w jedną stroną... jak wracałam to okazało się, że światła w samochodzie mi nie działają. Kierunkowskazy na szczęście były ok więc jakoś dojechałam... Nawet liczyłam ilu kierowców po drodze zwróci mi uwagę. 5. Dokładnie 5 na 17 km. I tylko część po mieście. Wkurzyłam się ogromnie, bo w domu okazało się, że mój brat, który też jeździ moim samochodem zauważył, że jemu jedno światło wypaliło się ok wtorku. Nie byłoby żadnego rabanu, gdyby mój brat był bardziej odpowiedzialny. Ja potrzebuję samochód pod blokiem i samochód ma chodzić na tip-top... tfu tfu odpukać gdybym musiała pojechać z Kubusiem gdzieś np. do lekarza. Ciśnienie tak mi podniósł, że nie miałam już siły na nic.
Do tego wstaję rano z dołami... Spowodowanymi odległością z KTOSiem. Wczoraj w ciągu dnia walnęłam mu rozprawkę na Skype.. więc wczoraj też mieliśmy dość poważną rozmowę. Zobaczymy co z niej wyniknie. Ogólnie ciągle mnie boli, ze On nie ma rozwodu. On o tym wie. Powtarza mi jak mantrę, że kocha mnie, że do tamtej nigdy nie wróci, że synek jest najważniejszy i gdyby nie On to nie miałby z rurą (bo tak ją nazywamy) kontaktu... i ogólnie byłam zła, ze nic nie robi, za to KTOŚ uważa, ze to czy będzie miał rozwód czy nie to w niczym Nam nie pomoże póki co. No bo troszkę w tym racji. Tak samo bardzo zależałoby mi na poznaniu Jego Synka, ale to też jeszcze za wcześnie. Więc pozostaje mi czekanie. Zaczęliśmy też rozmawiać o wspólnym zamieszkaniu i wniosek był ciągle taki sam. Brak kasy. Oszczędności itd. Wszystko ta kasa.
Dzisiaj też wstałam z dołkiem... mniejszym niż wczoraj, ale jednak coś mnie gryzło.. Więc KTOSiowi znowu walnęłam rozprawkę na Skype.. Tym razem odnośnie tego, ze się boi. Zabolał mnie jego strach odnośnie wspólnego zamieszkania. Boi się tego, że może on nie będzie taki jak ja Go sobie wyobrażam i odwrotnie. Ja tego się nie boję... no,ale zobaczymy. Później zaczęłam czytać mojego poprzedniego bloga i wspominać początki z KTOSiem. Siedziałam i płakałam, a Kubuś na przeciwko mnie leżał na leżaczku i patrzył jak mama sama sobie wkręca i wymyśla problemy o których tak na prawdę nikt nie myśli. To fakt. Mam za dużo czasu na myślenie i zaczynam się bać, że to mnie zgubi :(
W końcu wzięłam się w garść i zaczęłam czytać o oszczędzaniu, lokatach i zarabianiu dodatkowej kasy.. więc póki co w takich tematach właśnie siedzę :)
To tyle co u Nas Martuś :)

sobota, 25 maja 2013

56. Na minut 5

Ehh... Mistrzem Europy jest Bayern Monachium. No cóż. Nie tak miało być hahaha
Ja dzisiaj tylko na chwilkę, bo bardzo źle się czuję. Głowa mnie boli masakrycznie, na wzrok mi znowu pada, ale tym razem to tylko jakieś mroczki (nie bliźniaki :)) Nie wiem czy to ciśnienie czy co. Nie znam się. Pamiętam jeszcze czasy kiedy wszyscy dookoła mówili, że ich głowa boli, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi. Od kiedy wyszłam za mąż już załapałam stan migrenowy. Bóle głowy nasiliły się niemiłosiernie.. za to od kiedy wyprowadziłam się od niego od razu mi lepiej i głowa boli tylko kiedy ciśnienie spada, a nie z nerwów :)
Do tego ciąg dalszy zmaganiami się z AZS (czyli alergią). Mimo wszystko czekam na konsultację u alergologa. Obym trafiła na kogoś normalnego. Za to jak czytam to czasem mózg się lasuje biorąc pod uwagę powikłania. Dieta oczywiście eliminacyjna, ale co z tego. Zjadłam dzisiaj 1/4 banana (bo już za nimi tęsknię) i po jakiejś godzince wysypało Kubusia pod szyjką. Na szczęście nie dużo, ale reakcja była. Do tego zaczęliśmy stosować inne kremy (inne niż zalecone przez lekarza). Oprócz smarowideł kupiłam probiotyk, którego lekarze nie przepisali (a jak wyczytałam w ulotce - jest niezbędny). Nie komentuję, tylko cieszę się, że potrafię czytać haha

piątek, 24 maja 2013

55.

Wczoraj byliśmy z Kubusiem na szczepieniu na pneumokoki. Pani dr powiedziała, ze lepiej Go zaszczepić skoro mamy jeszcze po szpitalach chodzić - tzn. chodziło jej o wizytę u alergologa, którą po znajomości udało się przełożyć na 4 czerwca. Zobaczymy. Oczywiście zapytałam Panią dr czy testy są miarodajne... i co? NIE. Więc jeśli mnie na nie wyślą to zapytam PO CO?
Kubusiowi ząbki już przebiły dziąsełka. Dzisiaj podczas karmienia... poczułam już na 100%, ze korony ząbków wyszły na światło dzienne. Nie pojawiły mi się łzy w oczach, nie odgryzł niczego, bo jeszcze nie ma aż tak imponującego uzębienia haha, ale ból już poczułam. Teraz to już tylko... pod górkę :)

Biedronka i zakupy w Biedronce: Codziennie kiedy jest brzydka pogoda wychodzę z Kubusiem na spacer pod Biedronke, gdzie czekam na mamę i wracamy razem do domu. I tak kupujemy pieluszki DADA. Dla Nas oprócz oczywiście korzystnej ceny, również sprawdzają się w użytkowaniu. Niestety od jakiejś jednej paczki.. kupujemy jakieś śmierdzące pieluchy. Chemia, fabryka. Zastanawiam się czy jakaś trefna seria nie poszła w Polskę. Ale, żeby nie psioczyć do końca na sklep dla najuboższych hahaha to poniżej jeszcze wklejam książki jakie kupiliśmy. Dwie ostatnie mają jeszcze taki boczny pasek z odgłosami jakie wydają zwierzęta. Kubusiowi bardzo się spodobały... Odgłosy, odgłosami, ale może sobie chociaż postukać w te sztywne strony książki... a ja nie muszę co chwilkę podawać grzechotki czy gryzaka, który spadł z leżaczka :)




54.

Nie wiem co mnie podkusiło za namową mamy zmieniać Kubusiowi pampersa przez sen :/ Spał sobie w najlepsze kiedy do pokoju przyszła moja mama. Dotknęła pieluchę i mówi, że pełna i że zaraz Kubuś się obudzi. Już kończyłam Go przewijać kiedy otworzył oczy niczym 5cio złotówki i póki co ciężko mu teraz zasnąć :/ gada, śmieje się, krzyczy... Wszystko byle by nie spać. Dobra idę coś z Nim zrobić :P

środa, 22 maja 2013

53. Powrót do butelki? hmm...

Więc tak... Dokładnie za miesiąc wybieram się do mojej K. na ślub... i najchętniej na wesele :) Muszę zacząć trenować Kubusia do powrotu do butelki.. albo inaczej... muszę ćwiczyć nowe metody karmienia Go, bo jak nie będzie piersi w pobliżu to musi się najeść i iść spać. Albo z KTOSiem nie pójdziemy na wesele i w ten oto sposób spędzimy ze sobą o wiele mniej czasu :( Dzisiaj poczyniłam próby. 
Zaczęłam od butelki. Oczywiście Kubuś się nią bawił. Gryzł, memlał, uśmiechał się ze smoczkiem w buzi albo gadał :) kiedy już wydawało mi się, że zaciska usta wokół smoczka (a musiał połknąć to co miał już w gardziołku haha) i czekałam aż będzie ssał to znowu się uśmiechał :) Radosne ćwiczenia po prostu haha
Następnie spróbowałam podawać mu mleko łyżeczką. Tak... trochę żmudna praca... oczywiście duża część mleka lądowała na pieluszce, którą miał pod bródką zanim jeszcze łyżeczka powędrowała do buzi..., zablokowałam mu rączki :D więc zaczął wypuszczać mleko kącikami ust albo pluć hahaha fontanna bajeczna :) ale pod koniec było już troszkę lepiej :)
Niestety laktator ściąga o wiele mniej mleka niż Szkrab wyssie więc miałam dość mało mleka na ćwiczenia. Jutro muszę kontynuować i jeszcze nie wiem jaką metodą. Coś wymyślę :)
W końcu zaczęłam czytać na forach co zrobić z tym fantem. I co znalazłam? Dowiedziałam się, że są kubeczki kapki (do tej pory słyszałam tylko o niekapkach - ale powyżej 6 mc i taki też mam w domu) powyżej 4 mc. Kubki przejściowe między butelką a kubkiem. Jedna mama napisała, ze na kubek niekapek założyła smoczek (nie pamiętam już firmy). I ogólnie kombinacje właśnie w tym kierunku. Najwięcej oczywiście dało mi do myślenia zapytanie jednej mamy: "A dlaczego przyzwyczajać dziecko do butelki?". W sumie racja. Dlaczego butelka... skoro możemy iść na przód w kierunku kubeczka. Butelka chyba jest najłatwiejsza i najwygodniejsza. A mnie póki co chodzi najbardziej o to, żeby i rodzice poradzili sobie przez ten jeden wieczór.

A Wy macie może jakieś inne propozycje dla raczkującej mamusi? :P

wtorek, 21 maja 2013

52.

Wracam po 2 dniach nieobecności...,ale najważniejsze, że odwiedziłam Was. Ogólnie widzę, że jakieś smutne nastroje u Was. Ciekawe skąd się biorą. U mnie jak już wspomniałam biorą się z pogody, ale ostatnio coś Nas słonko rozpieszcza. Dziewczyny głowa do góry. Korzystajmy z każdej chwili spędzonej z Naszymi pociechami i z Naszymi rodzinami. Głowa do góry, bo szkoda czasu na przygnębienia. Wszystko się ułoży. MUSI :)
Ja wczoraj pojechałam z Kubusiem do kolejnej dr. pediatry. Ta ewidentnie zdiagnozowała skazę białkową. I dowiedziałam się, że to póki co nie przejdzie.. za to będą okresy nasilenia spowodowane np. przeziębieniem czy pyleniem itd. Zaleciła testy alergologiczne. Wróciłam do domu zadzwoniłam do jednego szpitala... na Nasz fantastyczny Fundusz oczywiście... Jak pani przez tel zaśpiewała mi termin to myślałam, że spadnę z krzesła. 24 WRZEŚNIA. Można? Można! Pewnie czeka mnie prywatna wizyta, ale dopiero jutro się to rozstrzygnie.
W czwartek czeka nas szczepienie na pneumokoki, żeby wytworzyły się przeciwciała zanim wyjedziemy nad morze. Żeby szczepionkę dostać to też graniczy z cudem.. chyba, że ktoś chce czekać 14 dni :D i kolejna nieobowiązkowa szczepionka będzie na meningokoki. U Nasz w Poradni podobno zmarł maluszek w pierwszym roku swojego życia, więc szczepionka jest bardzo polecana... No cóż.

Dziś jest 21 maja.. czyli dzień przesłuchania jeszcze męża... ciekawa jestem czy tym razem dotarł... czy dostanę powiadomienie o następnym terminie jego przesłuchania czy o swojej sprawie o zaprzeczenie ojcostwa. Od tego właśnie uzależniony jest mój wyjazd nad morze :/

Śpijcie dobrze,
Marta

niedziela, 19 maja 2013

51. I po weekendzie

W sobotę oczywiście działka. Zjechała cała rodzinka, na babci imieniny. Nie będę wspominała ile jedzenia było.. sałatki, schaby (mniam), śledzie, szarlotka (mniam), sernik itd... Ogólnie było co pojeść.. Tzn. Rodzinka miała... bo było jeszcze moje mięsko gotowane z kaszą i marchewką haha (mniam :P). Oczywiście najważniejszy był Kubuś, bo prawie się bili kto ma Go trzymać, nosić na rękach i wozić w wózeczku. Nigdy mi to nie przeszkadzało.. pewnie dlatego, ze zazwyczaj nie trwało to cały dzień. Ja oczywiście miałam Go na karmienia, ale gdyby był karmiony butelką to na bank bym się nie dopchnęła. Nie ważne, że raz musiałam krzyknąć i zabrać Kubusia ze względu na sposób Jego noszenia, ale w końcu dostałam Go w swoje ręce :) Kubuś w ciągu dnia był jakiś taki spokojny... Jak rzadko kiedy. Kiedy wróciliśmy do domu rozszalał się haha a ja szalałam z Nim, bo tak się za Nim stęskniłam, że masakra. Jakbym Go cały dzień nie widziała. 
I dzisiaj szalał cały dzień. Pomijam fakt, ze od 4:00 nie spałam, bo zachciało się Szkrabowi śmiać, gaworzyć, krzyczeć... I cały dzień taki był. Śmiał się, krzyczał z radości oczywiście, gadał.
I powiedzcie mi jak wygląda ząbkowanie? Nie pytam o objawy, bo teorię znam :) Tylko jak wygląda przebijający się zymbolek? Bo u Kubusia widzę na dolnych dziąsełkach taką białą plamkę.. jakby coś było jeszcze pod skórką. I zastanawiam się czy to może być już ząbek?



Spokojnej nocy,
Marta

sobota, 18 maja 2013

50. Skąd biorą się sny?

Czy ktoś odpowie mi na pytanie zadane w tytule posta? Dlaczego akurat to Nam się śni? Czy to wpływ Naszej podświadomości? Niby tak,ale wierzę, ze jest ukryty w tym głębszy sens. Czy ktoś się tym interesował dogłębniej?
Kubuś obudził się przed 5:00.... Do 6:00 śmiał się, gaworzył, śmiał, jadł i przewijałam Go. W końcu zasnęliśmy. Po co? Żebym miała "fantastyczny" sen. Byłam z Kubusiem na dworcu... chyba PKS, bo były wokół same busy. Napisy obcojęzyczne... Pamiętam ze snu, że to była Grecja (skąd Grecja? Nie wiem... Nigdy tam nie byłam i nawet nie chciałam nigdy tam jechać). Siedzimy ze Skrzatem i czekam na Nasz busik. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że spokojnie zdążymy na babci imieniny (czyli te które robiliśmy dzisiaj na działce :) ). Później dzwoniłam do mojego KTOSia. Jakoś tak odwróciłam się od Kubusia, po chwili wróciłam do Niego, a Jego już nie było :( Patrzę, rozglądam się w panice na wszystkie strony i znalazłam go w wózku typu "parasolka" u jakiegoś obcego faceta. "Dupek ukradł mi Synka" - pomyślałam. Oczywiście opierdzieliłam go jak trzeba, bo w słowach nie oszczędzam. Coraz więcej ludzi zbierało się na dworcu, coraz większy tłok. Pomyślałam, że nakarmię Kubusia przed podróżą. Odwróciłam się tylko do torby, żeby wyjąć jedzonko... odwracam się spowrotem i jego oczywiście już nie było. Więc tym razem szukałam Go wszędzie, przepychałam się przez tłumy ludzi, przepraszałam ciągle za przepychanki, bo jeśli Go zabrali przed chwilą to nie mogą być daleko!!! Szukałam nerwowo wszędzie. Nigdzie nie było ani śladu. W końcu spotkałam personel. Pierwsze o co zapytałam to czy dworzec jest monitorowany. Dowiedziałam się, że kamery są poinstalowane. Prosiłam tą dziewczynę z personelu, żeby sprawdziła taśmy... Przytaknęła (odniosłam wrażenie, ze chciała mnie zbyć) i poszła... Czekałam i czekałam. Denerwowałam się. Starałam się nie myśleć "Co by było gdyby...", gdzie on jest, kto Go zabrał itd... W pewnym momencie podszedł do mnie czarnoskóry mężczyzna i powiedział: "Pomogę Ci! Chodź ze mną!" Ucieszyłam się. Pomyślałam, że pewnie coś widział i zaprowadzi mnie do Kubusia. Zatrzymaliśmy się w jakimś zaułku, wziął mnie za rękę i zaczął się modlić. Zgodnie z powiedzonkiem: "Jak trwoga to do Boga" pomyślałam, że jak Kubuś się znajdzie, zacznę chodzić do kościoła. Po kilku chwilach Kubuś się znalazł. Nie pamiętam już jak, ale najważniejsze, ze był. Taki sen przez kilkadziesiąt minut... bo obudziłam się zdenerwowana przed 7:00. Doszłam do wniosku, ze dla takich snów nie opłaca się nawet oczu zamykać.

Fajny sen, co?? A w ciąży jakie dziwne miałam... szok. Moze kiedyś i o nich napiszę :) A teraz zmykam spać, bo jestem padnięta po działce.
Śpijcie dobrze,
Marta

49. Można się wkurzyć?

Dzisiaj do załatwienia miałam swój urlop macierzyński. Teraz w przepisach, które w życie wejdą dopiero 17 czerwca jest też i inna terminologia. Póki co załatwiłam (jeszcze na starych zasadach) dodatkowy urlop macierzyński, czyli 4 tygodnie... i czekam na dalsze instrukcje po ogłoszeniu nowelizacji. Ale już planuję, że do roczku posiedzę z Kubusiem, później zaległa część urlopu za 2012 rok + za 2013 rok czyli 2 miesiące... i zobaczymy co dalej.
Później szybciutko do domu, do Kubusia, z którym akurat została mama. Jak wyszłam z pracy to zadzwoniłam do Niej i zapytałam czy jest spokojny. Usłyszałam: " Siedzi ze mną w kuchni i robimy sernik" hahaha pomyślałam, ze po co ten sernik? wr... Przecież ja nie mogę jeść ehh... Przed 17:00 przyjechała moja K. z narzeczonym G. z zaproszeniem na ślub i weselicho, na które ma w czerwcu przyjechać KTOŚ :) już nie mogę się doczekać. Do ślubu jestem sceptycznie nastawiona... Nie dlatego, ze do siebie nie pasują.. bo uzupełniają się prawie we wszystkim, a na pewno się kochają :) Raczej ze swojego doświadczenia.
Wieczorkiem oczywiście jak co dzień (prawie) telekonferencja Skype'owa z KTOSiem :) Od jutra ma synka na weekend :) więc zobaczę Go dopiero w nd. wieczorkiem, a tak to telefony i sms'y muszą Nam wystarczyć :)
Podczas kąpieli u Kubusia znalazłam kolejnych kilka krostek. Nie będę opisywała jak bardzo się wkurzyłam... Doszłam do wniosku, ze w pon idę do innego lekarza pediatry. Zaczęłam przeglądać bogate zasoby sieci.. i znalazłam zdjęcie maluszka z takim samym brzuszkiem w krostkach jaki miał Kubuś... a zdjęcie przedstawiało... POTÓWKI. Można być spokojnym? Wkurw** się to mało. Pierwsze co pomyślałam, ze tyle czasu nie jem normalnie.. a tu okazuje się, ze to potówki..? ehh.. teraz zaczynam leczyć potówki. Zobaczymy czy przejdzie.
A jak u Was dziewczyny zapowiada się weekend? Ja jadę na działkę. Spend rodzinny. Babci imieniny. Stąd pieczenie sernika przez mamę i Kubusia hahaha Tyle smakołyków.. a ja.. będę jadła swoje krupniczki i kaszki :) Z resztą nie wiadomo jak to wyjdzie, bo mimo upału, zapowiadają burze ;/

Na poprawę humoru moje dzisiejsze pazurki hahaahahahahahahaha a co... Mamie nie wypada?? :P

Marta

czwartek, 16 maja 2013

48. Sie działo sie :)

Dzisiejszy dzionek zaczęliśmy od kupki hahaha żebyś Martuś nie pomyślała, że tylko Twoja Lilcia je robi ;P Później to już bieganina :) Pojechałam z Kubusiem do pediatry na szczepienie. Tym razem pediatra powiedziała,że myśli, ze ta alergia moze być np. od proszku...hmm... do tej pory mówiłam, że pierzemy w JELPie i przytakiwała, że jest ok, a tym razem kazała kupić Lovele. I proszek i do płukania. Ale na zaś ma jeszcze odstawić marchewkę, bo też może uczulać. Załamka normalnie. No coż. Czego nie robi się dla Kubusia :) Szłam z nastawieniem, że znowu nie będzie szczepienia. Że Kubusiowi się upiecze :) A tu nagle pediatra powiedziała, że małe to uczulenie i kwalifikuje się do szczepienia ;/ wrr... Biedny mój Szkrabek :( Zapytałam czy rozszerzać dietę, a pediatra na to, że nie ma potrzeby, bo ładnie przybiera na wadze. Dzisiaj ważyliśmy się i wyszło 8 kg haha. Pediatra powiedziała, ze dzisiaj muszą być 2 zaległe szczepionki, bo za tydzień pneumokoki jeśli chcemy wyjechać nad morze za 3 tygodnie. No zobaczymy jeszcze z tym wyjazdem. Wyjątkowo były praktykantki. Powiedziałam położnej szczepiennej, żeby zaczęła od tej mniej bolącej szczepionki. Tą Kubuś zniósł ok. Praktykantki biegały dookoła Niego z grzechotkami :) i powiem Wam, że ta druga szczepionka zabolała, ale płakał bardzo króciutko. Ehh... Nie chcę już opisywać co czułam, bo za każdym razem jak wchodzę do tej przychodni to już chcę wychodzić. Na szczęście już było po wszystkim. Reasumując Kubuś okazał się bardzo dzielny :) Mój kochany :)
Szybciutko wyszliśmy, bo musiałam jechać do swojego lekarza naczyniowca z wynikiem USG-Dopplera z końca kwietnia. Lekarz przez telefon mówił, że będzie chciał mi przepisać podkolanówki uciskowe, ale tym razem ucisk klasa 1. Powiedziałam, że jak będą upały to i tak nie będę ich nosiła. No bo jak? Oczywiście się zaśmiał, ale jak zobaczył opinię z USG-D powiedział, że już nie potrzeba żadnych ucisków i że uważa mnie za osobę zdrową :) Nie ma śladu po przebytej zakrzepicy :) Jedyne ostrzeżenia to uwaga przy następnej ciąży i przy antykoncepcji. A hormonów nigdy nie mogłam brać ze względów onkologicznych więc i to mam z głowy :)
Uwielbiam takie dni jak dziś. Ciągle w biegu :) Już zapomniałam jak to jest haha Teraz ciągle w domku. Fakt że z Kubusiem, ale ile można siedzieć? Tak wiem całymi dniami. I rzeczywiscie można :) Spacerki... hmm.. Dzisiaj pediatra powiedziała, żebyśmy uważali na słonko, żebyśmy wychodzili na spacerki po południu. ehh... Smaruję filtrem 50, mam parasolkę przy wózeczku, daszek w gondoli i to wszystko mało? Ehh...
Kubuś bardzo rozdrażniony po szczepieniach. Marudny. Z jednej strony lekko denerwuje, bo nic nie można zrobić, ale z drugiej jest taki kochany. Krzyczy jak się Go nie przytula. W to mi graj :) Więc przytulałam ile tylko siły miałam :) a ponieważ waży już swoje haha to jest co nosić :) Kochane kilogramy:)
Wieczorkiem jeszcze skoczyłam do TESCO na zakupy czyli właśnie po proszek i płyn do płukania dla Kubusia, kupiłam jeszcze Pampersy, bo ostatnio mieliśmy Dady z Biedronki więc pediatra mówiła, że to może te Dady też go uczulają? Ehh... Czepiała się już wszystkiego. Sama nie wie co jest :(
Dzień skończony oczywiście na video-konferencji z KTOSiem :) Uwielbiam spędzać z Nim czas :) Przeziębienie już mu się kończy i już się lepiej czuje :) Do następnego razu :P






Śpijcie dobrze,
Marta

środa, 15 maja 2013

47. Ciut z przeszłości

I znowu chwilka na wylanie swoich myśli :) Bardzo lubię te wieczory kiedy jestem sama z laptopem. W tle gra jeszcze telewizor, żeby lulającego Kubusia nie obudziły odgłosy szykujących się spać dziadków :) Mimo wszystko dość ciężko zebrać myśli, bo i zmęczenie o tej godzinie odgrywa dużą rolę. Mimo 20-sto minutowej drzemki w ciągu dnia i tak powieki same opadają. 
Byłam dzisiaj w pracy u dziewczyn. Ostatnim razem (jakieś 3 tyg temu) było można Kubusia brać na ręce. Wszystkie ciocie tylko się cieszyły, a On odwzajemniał tym samym. Dzisiaj było zupełnie inaczej. Już rozpoznaje obcych. Strzelał podkówki i chwilkę płakał. Czy to dobrze? Może zabrzmi to egoistycznie, ale dla mnie póki co dobrze. Dlaczego?... Myślę tutaj o czekającej mnie sprawie o prawa do dziecka. Tzn prawa dawcy. Tego skur*****, który zostawił Nas w 3 miesiącu ciąży. Przysięgłam sobie, że Kubuś nie będzie taki jak on i dlatego ciągle i na każdym kroku powtarzam i będę, ze wychowam Go na takiego, który ma ogromny szacunek do kobiet. Takiego, który nie będzie rzucał słów na wiatr. Takiego, który będzie wiedział czego chce. Od siebie. Od innych. Od życia.Pewnie każda mama ma podobne plany względem swojego Skarba :) i na pewno każda stara się wychować najlepiej jak potrafi, a życie weryfikuje całą resztę i różnie to wychodzi...,ale ja taki właśnie ambitny plan obrałam póki co.
Będąc u fryzjerki poruszyłyśmy właśnie temat odebrania praw skur*******. Powiedziała, że może lepiej na początek ograniczyć. A ja mam gdzieś ograniczenie. Co mi to da? Że nie będzie miał wpływu na to gdzie Kubuś chodzi do przedszkola czy lekarza? To jest ograniczenie? Bo ze śmiechu padnę. I tak nie ma nic do gadania. To moje dziecko. Z resztą co go to interesuje? Właśnie pokazuje, że ma wszystko gdzieś. Mówię, że był notowany, ze miał kuratorkę itd.. fryzjerka mówi, ze jak coś to mogę zażądać np. odwiedziny tylko w obecności kuratora itd... Szczerze mówiąc to ja żadnych odwiedzin nie chcę. Podjął już decyzję. I w końcu powiedziała, że mogę mieć np. opinię psychologa. Czyli to jak Kubuś na dawcę reaguje. A ponieważ jest mu obcy to sprawa jest jasna. Chciałabym, żeby w sądzie było to takie proste. Eh.. pogmatwane to wszystko. Spieprzył mi wszystko.
Ale gdyby nie to... Nie poznałabym mojego KTOSia :) KTOŚ jest taki kochany mimo, ze daleko. Ma cechy zarówno dawcy: kochany, troskliwy i uwielbia się przytulać (Tak. Dawca też taki był.... teraz wiem, że jak czegoś chciał albo udawał) i cechy jeszcze męża: odpowiedzialny i zaradny (Tak. Mąż - wstępujący w fazę alkoholizmu, śmierdzący leń, z zaczątkami przemocy. A jego zaradność była widoczna jedynie na płaszczyznach kiedy ktoś mu pomagał. Chyba stwarzał tylko takie wrażenie). 
Pierwszy raz o tym piszę, bo blog miał być tylko o pięknych chwilach...,ale wtedy nie mogłabym pisać codziennie :P Niestety zawsze trafiałam na nieodpowiednich facetów: jeden zabrał mi kasę, następny po więzieniu, kolejny zajęty - dziewczyna w ciąży, później tacy, którzy mieli swoje pasje a dla mnie skrawki i tak już okrojonego czasu...można by wymieniać, ale po co. Nie będę się nad sobą użalała, bo to nie w moim stylu. Zawsze miałam w sobie takie pokłady siły, że nie wiedziałam skąd to się bierze. Teraz też dam radę. Damy radę razem. Razem z Kubusiem. Razem z moim KTOSiem.

Dobranoc,
Marta

wtorek, 14 maja 2013

46. Fotograficznie :)

Kubuś już sobie lula więc i ja dołączę... Już czekam aż w nocy się obudzi i wezmę Go do siebie do łóżka na karmienie i spanie już do rana :) Nieistotne, że wstaję połamana. Ponaciągam się, poruszam i mogę rozpocząć dzień :)


Robiłam przekąskę dla taty i brata...miały być parówki w cieście francuskim... No cóż. Ciężko robić coś czego nie można spróbować... i nie można zjeść ;/


A po 18:00 wyszliśmy z Kubusiem jeszcze na króciutki spacerek i ku mojemu zdziwieniu spotkałam kaczki na chodniku haha. Same kaczki w sobie nie były zdziwieniem, bo mamy dla stawiki za blokami, niedaleko park więc kaczki bywają... ale obrazek dla mnie komiczny :)



Spokojnej nocki,
Marta

45. Gdzie ten czas?

Czas leci masakrycznie. Pamiętam jak wychodziliśmy ze szpitala, jak ledwo co chodziłam, jak nie mogłam siedzieć ani chodzić, Jak poszłam drugi raz do szpitala kiedy Kubuś miał 7 dni, jak przez 3 miesiące wkłuwałam się w brzuch, jak trenowałam karmienie piersią :) a teraz... minęły już 4 miesiące, Kubusia waga bardzo podskoczyłam, tak bardzo się zmienił (jak patrze na pierwsze zdjęcia :) ). Z czasem sam potrafił znaleźć pierś, żeby się najeść. Teraz jak jest głodny i kiedy leży na pleckach, ja kładę się obok Niego na karmienie podnosi nóżki do góry i przewraca się na boczek, żeby tylko jak najszybciej dostać pierś do dzióbka :) Niewiarygodne jak mały człowieczek szybko się rozwija :) A co mnie zaczyna denerwować? Bo przecież nie może być ciągle fantastycznie :P... więc od kilku dni podczas karmienia kiedy np. przychodzi ktoś do pokoju i coś do mnie mówi.. to Kubuś porzuca pierś, odwraca się, bo musi zobaczyć kto i po co przyszedł. Jest już tak ciekawski. Ehh... Do tego robi taki jakby mostek. Zapiera się nóżkami i podnosi bioderka. Może to normalne :) ale ja raczkująca w temacie dzieci więc wszystko mnie jednocześnie cieszy i dziwi :) Po co ten mostek? Na pewno jest w tym ukryty jakiś cel :)


Marta