wtorek, 28 maja 2013

57. Przybywam :P

Więc... nie zaczyna się zdań od "więc"... dawno mnie nie było, bo z humorkiem ciężko. W niedziele pojechaliśmy na działkę.. na szczęście pogoda Nam dopisała :) Dzień Mamy spędzony na powietrzu i super. Okazało się, że na działce graniczącej z Naszą też urodził się maluszek. Dziewczynka. Już prawie 8 miesięcy i nie waży jeszcze nawet 7 kg. Kubuś wyglądał przy niej jak wyrośnięty haha Jednym słowem bogaci rodzice więc i im się powodzi... Zapytaliśmy jak dziewczynka ma na imię. Usłyszeliśmy - Konstancja. Kurcze.. Znacie zdrobnienie? Konia, Kostka... ehh... Nie chcę komentować, żeby nie urazić kogoś komu to imię się podoba. Dla mnie jest to krzywdzenie dziecka, ale to jest już moje osobiste zdanie.
Z działki wracałam z duszą na ramieniu... 17 km w jedną stroną... jak wracałam to okazało się, że światła w samochodzie mi nie działają. Kierunkowskazy na szczęście były ok więc jakoś dojechałam... Nawet liczyłam ilu kierowców po drodze zwróci mi uwagę. 5. Dokładnie 5 na 17 km. I tylko część po mieście. Wkurzyłam się ogromnie, bo w domu okazało się, że mój brat, który też jeździ moim samochodem zauważył, że jemu jedno światło wypaliło się ok wtorku. Nie byłoby żadnego rabanu, gdyby mój brat był bardziej odpowiedzialny. Ja potrzebuję samochód pod blokiem i samochód ma chodzić na tip-top... tfu tfu odpukać gdybym musiała pojechać z Kubusiem gdzieś np. do lekarza. Ciśnienie tak mi podniósł, że nie miałam już siły na nic.
Do tego wstaję rano z dołami... Spowodowanymi odległością z KTOSiem. Wczoraj w ciągu dnia walnęłam mu rozprawkę na Skype.. więc wczoraj też mieliśmy dość poważną rozmowę. Zobaczymy co z niej wyniknie. Ogólnie ciągle mnie boli, ze On nie ma rozwodu. On o tym wie. Powtarza mi jak mantrę, że kocha mnie, że do tamtej nigdy nie wróci, że synek jest najważniejszy i gdyby nie On to nie miałby z rurą (bo tak ją nazywamy) kontaktu... i ogólnie byłam zła, ze nic nie robi, za to KTOŚ uważa, ze to czy będzie miał rozwód czy nie to w niczym Nam nie pomoże póki co. No bo troszkę w tym racji. Tak samo bardzo zależałoby mi na poznaniu Jego Synka, ale to też jeszcze za wcześnie. Więc pozostaje mi czekanie. Zaczęliśmy też rozmawiać o wspólnym zamieszkaniu i wniosek był ciągle taki sam. Brak kasy. Oszczędności itd. Wszystko ta kasa.
Dzisiaj też wstałam z dołkiem... mniejszym niż wczoraj, ale jednak coś mnie gryzło.. Więc KTOSiowi znowu walnęłam rozprawkę na Skype.. Tym razem odnośnie tego, ze się boi. Zabolał mnie jego strach odnośnie wspólnego zamieszkania. Boi się tego, że może on nie będzie taki jak ja Go sobie wyobrażam i odwrotnie. Ja tego się nie boję... no,ale zobaczymy. Później zaczęłam czytać mojego poprzedniego bloga i wspominać początki z KTOSiem. Siedziałam i płakałam, a Kubuś na przeciwko mnie leżał na leżaczku i patrzył jak mama sama sobie wkręca i wymyśla problemy o których tak na prawdę nikt nie myśli. To fakt. Mam za dużo czasu na myślenie i zaczynam się bać, że to mnie zgubi :(
W końcu wzięłam się w garść i zaczęłam czytać o oszczędzaniu, lokatach i zarabianiu dodatkowej kasy.. więc póki co w takich tematach właśnie siedzę :)
To tyle co u Nas Martuś :)

6 komentarzy:

  1. Ehhh widzę, że u Ciebie nastroje podobne jak i u mnie.
    Ja sobie w kółko powtarzam, że trzeba działać, do jakichś zmian dążyć. Bo nic się samo nie wydarzy przecież.
    Dobrze, że Ty chociaż ciśniesz i czujesz, że sytuacja musi się zmieniać. Trzymam kciuki, żeby udało się to osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastroje jak huśtawki :) Musi się udać... Wiesz... najgorsza jest świadomość upływającego czasu...,że zamiast siedziec razem i cieszyć się sobą... kłócić i godzić itd... to jesteśmy oddaleni od siebie o tym km. Można się załamać. Czas pokaże :)

      Usuń
  2. Myślę, że dołki ( a znając mnie, to by były DOŁY) miałabym podobne. Jednak nas kobiety łączy podobna konstrukcja i w relacjach z facetami generalnie dążymy do tego samego!
    Dobrze, że się odezwałaś,pisałaś o bólu głowy po raz ostatni i myślałam, że może coś złego Ci się w związku z tym przytrafiło! Ściskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo wszyscy jesteśmy tak samo skonstruowani :) Kobiety tak samo i faceci tak samo... a jednak niektórym tak dużo czasu zajmuje, żeby spotkać tą drugą osobę, a inne już z nimi żyją :)
      Głowa jakoś się trzyma. Z ciśnieniami różnie. Raz deszcz. Raz słońce. Wkurzające co prawda, ale nie będziemy narzekać. Narzekać to było można na przedłużającą się zimę :)

      Usuń
  3. Ojej, nie dziwie Ci sie, ze ponury nastroj Cie ogarnal, ani troche!
    Bylam kiedys w podobnym zwiazku, tyle, ze zadne z nas nie mialo dzieci. Moj byly facet byl z zona w separacji i niby razem nie mieszkali, tyle, ze on pracowal w innym stanie, wiec trudno bylo to sprawdzic. Po okolo roku zwiazku zaczelam podpytywac o rozwod, najpierw delikatnie, ale poniewaz on reagowal niechecia, wiec zaczelam mocniej drazyc, bo zapalila mi sie czerwona lampka. I tak, delikatnie podpytujac, okazalo sie, ze kiedy jezdzi do swojego rodzinnego stanu, zatrzymuje sie u malzonki (a jezdzil sporo, bo niby musial zajmowac sie kotami!). Potem powiedzial mi wprost, ze narazie nie moze sie rozwiesc, bo zona stracila prace i wpadla w depresje i on nie chce dodatkowo jej stresowac. Kiedy zona wreszcie prace znalazla spytalam znow kiedy planuje zlozyc pozew o rozwod. Odpowiedzial, ze za okolo 3 miesiace bedzie zlozony. Nie pamietam teraz czemu akurat za 3, ale pamietam, ze postanowilam poczekac cierpliwie. Musze jednak przyznac, ze wkurzyl mnie niesamowicie i chyba zaczynalam juz sie uleczac z tej chorej milosci. Po 3 miesiacach, podczas ktorych pilnowalam sie, zeby nie zrzedzic o rozwodzie, zadalam pytanie ponownie. I znow otrzymalam jakas glupia wymowke. To byl dla mnie koniec, zerwalam znajomosc za jakies 2 tygodnie. Nie lubie jak ktos robi mnie w konia, a tym razem poczulam sie zwyczajnie wykorzystana...
    Czemu to wszystko pisze? Wlasciwie to nie wiem, przeczytalam Twojego posta i odezwaly sie wspomnienia... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh... bo to różnie z tymi związkami bywa. Na różnych ludzi się trafia. I nawet kiedy wydaje Nam się, że ta druga osoba robi dokładnie to co mówi.., że Nas nie oszukuje to później i tak wyjdzie co było prawdą... Jest co powspominać :) A czas leczy rany :)

      Usuń