poniedziałek, 13 maja 2013

44. Związek na odległość

Zaraz wyjdzie mi z tego ogromna rozprawka o wadach i zaletach...ale nie o to chodzi, żeby klepać bez sensu. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę w takim związku... kazałabym mu się popukać w czoło. Ja? Ta która uwielbia się przytulać? Ta która kocha spędzać czas ze swoją połówką (żeby nie powiedzieć, ze każdą chwilę)? Ta która musi zasypiać i budzić się obok swojego mężczyzny? Ja? NIGDY. A jednak... Czy mi z tym dobrze? To już inna kwestia. Nie wiem czy mam słabszy dzień znowu czy po prostu powoli mnie to wszystko zaczyna przerastać... albo tak baaardzo za KTOSiem tęsknię. To ostatnie jest tak oczywiste, ze nie wiem dlaczego to napisałam. 

Czy polecałabym komuś związek na odległość? NIE. Choć z drugiej strony zależy to od wielu czynników. Przede wszystkim zależy od charakteru czy ktoś lubi bliskość na każdym kroku czy woli być w "wolniejszym" czy "luźniejszym związku. Nazywajcie to jak chcecie. Kolejna zależność: częstotliwość spotkań. Są pary, które regularnie spotykają się np raz w miesiącu albo co 2 tygodnie. I SUPER. POZAZDROŚCIĆ. Także od odległości. U mnie jest to 350 km. Można? Można! Szkoda zbędnych komentarzy.

Nie będę powtarzała jaki mój KTOŚ jest kochany, jakim jest dla mnie wsparciem i jaki jest dla mnie ważny... Ile można pisać ciągle to samo? Powiem Wam, że ciężko udawać np przez Skype, że jest wszystko w porządku jak nie jest.. A dlaczego nie jest? Bo tęsknota jest ogromna, bo smutek przepełnia większość chwil kiedy jest "czas wolny". Kiedyś myślałam, ze u mnie jest to kwestia zbyt dużej ilości czasu. Kiedyś, czyli jak byłam w ciąży. Właśnie dlatego wzięłam się za robienie kartek. Tak. Właśnie dlatego, żeby nie myśleć. Żeby się nie zadręczać, ze jest tak daleko. Teraz 4 blogi... Komputer włączony w sumie cały dzień. Nie wiem co będzie dalej. Chciałabym przenieść się w przyszłość o 2-3 lata i zobaczyć w jakim miejscu swojego życia będę...ale później chciałabym cofnąć się znowu do tego miejsca gdzie jestem teraz. Tak bardzo chciałabym mieć pewność, że się uda. Że pokonamy te 350 km. Często odczuwam smutek...Sporo nocy już przepłakałam w poduszkę...(czasem zastanawiam się czy bycie w związku, normalnym związku jest mi w ogóle pisane) nawet jak mówię, że jest wszystko w porządku. OPTYMIZM GÓRĄ. Ale tak na serio.. nigdy nie będzie w porządku póki KTOŚ będzie tak daleko. Czy mam jakieś obawy? Nie wiem... Liczę, że czas działa na Naszą korzyść... i nie chcę doczekać czasu kiedy Skype nie będzie mi już wystarczał...

Spokojnych snów,
Marta

2 komentarze:

  1. :( smutno.
    Nigdy nie wiemy co życie ma dla nas w zanadrzu... Mam nadzieję, że tak jak piszesz, pokonacie te 350km... A ja trzymam kciuki za Twoje szczęście. Ściskam mocno!!!
    Martuś o wprowadzaniu nowych pokarmów napiszę Ci tutaj u Ciebie, ale wieczorkiem, ok? A na ostatni komentarz odpowiem w formie nowego wpisu. Pozdrawiam i życzę lepszego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już powoli zaczynam myśleć o przeprowadzce. Może nie w tym roku,ale kto wie... może w przyszłym. KTOŚ przecież ma tam synka więc jemy byłoby gorzej zostawić swoje miasto. Ehh... Ja tu mam pracę, rodzinę, która pomogła mi w najtrudniejszym momencie mojego życia. I jest jakiś złoty środek na to? BRAK

      Usuń