czwartek, 30 maja 2013

59. Sposob na gryzonia

Wczoraj pisałam o gryzoniu, który z maminego cycuszka zrobił sobie gryzaka haha Nie znalazłam co prawda sposobu na to by mnie nie gryzł.. Albo na to żeby mnie nie bolało... Lecz jedyne co przyszło mi do głowy to skrócenie trwania bólu. Mianowicie w chwili kiedy już widzę, że poliki podczas jedzenia przestały się ruszać to psychicznie szykuje się na ból. Boli... A jak inaczej? :) Zaczęłam wkładać Jemu do buzi palec podczas gryzienia. Palec wkładam w kącik ust tak jak przy wyjmowaniu sutka Szkrabowi z buzi kiedy zaśnie z piersią w ustach. Póki co zdaje egzamin :)

środa, 29 maja 2013

58. Co z Nim zrobić?

Tym razem piszę, żeby poradzić się Was doświadczone mamy karmiące piersią. kilka minut temu wkurzyłam się aż tak, że chciałam skończyć karmić piersią. A co jest tego przyczyną? Sam Kubuś się o to prosi. A raczej diabeł, który w Nim siedzi. Jak już pisałam, ząbki wyszły na światło dzienne. Pomijam to, że boli jak przez przypadek złapie... jak przez przypadek wciągnie języczek i zostaną ząbki. Ale dzisiaj przeszedł już samego siebie. On zaczyna gryźć SPECJALNIE. Mam takie nerwy, że szkoda gadać. Pomijam to, że boli, ale ilekroć dawałam Jemu pierś, żeby pojadł, bo chciałam, żeby pospał jeszcze chwilę przed kąpielą... To za każdym razem gryzł z całej siły. Ile tylko mógł. Odkładałam do łóżeczka, jak płakał to brałam na ręce, żeby przytulić... Więc Go nosiłam, ale ile można nosić ponad 8 kg? Więc w końcu się litowałam i przykładałam do piersi. I znowu.. zamiast pić mleczko to wystawiał te swoje dwie jedyneczki chwaląc się, że ma aż tyle i że wie do czego służą :P Z nerwów wzięłam laktator, żeby odciągnąć sobie mleko i niech Kubuś pije z kubeczka, ale nawet 5 ml nie wydoiłam z siebie. Wiem, że dziecko wyciągnie więcej mleko niż sprzęcik, ale żeby tylko tyle... wrrr...
Jak zacznę dawać Kubusiowi pierś przez kapturek to znowu będzie memlał jak smoczek butelkowy ;/

wtorek, 28 maja 2013

57. Przybywam :P

Więc... nie zaczyna się zdań od "więc"... dawno mnie nie było, bo z humorkiem ciężko. W niedziele pojechaliśmy na działkę.. na szczęście pogoda Nam dopisała :) Dzień Mamy spędzony na powietrzu i super. Okazało się, że na działce graniczącej z Naszą też urodził się maluszek. Dziewczynka. Już prawie 8 miesięcy i nie waży jeszcze nawet 7 kg. Kubuś wyglądał przy niej jak wyrośnięty haha Jednym słowem bogaci rodzice więc i im się powodzi... Zapytaliśmy jak dziewczynka ma na imię. Usłyszeliśmy - Konstancja. Kurcze.. Znacie zdrobnienie? Konia, Kostka... ehh... Nie chcę komentować, żeby nie urazić kogoś komu to imię się podoba. Dla mnie jest to krzywdzenie dziecka, ale to jest już moje osobiste zdanie.
Z działki wracałam z duszą na ramieniu... 17 km w jedną stroną... jak wracałam to okazało się, że światła w samochodzie mi nie działają. Kierunkowskazy na szczęście były ok więc jakoś dojechałam... Nawet liczyłam ilu kierowców po drodze zwróci mi uwagę. 5. Dokładnie 5 na 17 km. I tylko część po mieście. Wkurzyłam się ogromnie, bo w domu okazało się, że mój brat, który też jeździ moim samochodem zauważył, że jemu jedno światło wypaliło się ok wtorku. Nie byłoby żadnego rabanu, gdyby mój brat był bardziej odpowiedzialny. Ja potrzebuję samochód pod blokiem i samochód ma chodzić na tip-top... tfu tfu odpukać gdybym musiała pojechać z Kubusiem gdzieś np. do lekarza. Ciśnienie tak mi podniósł, że nie miałam już siły na nic.
Do tego wstaję rano z dołami... Spowodowanymi odległością z KTOSiem. Wczoraj w ciągu dnia walnęłam mu rozprawkę na Skype.. więc wczoraj też mieliśmy dość poważną rozmowę. Zobaczymy co z niej wyniknie. Ogólnie ciągle mnie boli, ze On nie ma rozwodu. On o tym wie. Powtarza mi jak mantrę, że kocha mnie, że do tamtej nigdy nie wróci, że synek jest najważniejszy i gdyby nie On to nie miałby z rurą (bo tak ją nazywamy) kontaktu... i ogólnie byłam zła, ze nic nie robi, za to KTOŚ uważa, ze to czy będzie miał rozwód czy nie to w niczym Nam nie pomoże póki co. No bo troszkę w tym racji. Tak samo bardzo zależałoby mi na poznaniu Jego Synka, ale to też jeszcze za wcześnie. Więc pozostaje mi czekanie. Zaczęliśmy też rozmawiać o wspólnym zamieszkaniu i wniosek był ciągle taki sam. Brak kasy. Oszczędności itd. Wszystko ta kasa.
Dzisiaj też wstałam z dołkiem... mniejszym niż wczoraj, ale jednak coś mnie gryzło.. Więc KTOSiowi znowu walnęłam rozprawkę na Skype.. Tym razem odnośnie tego, ze się boi. Zabolał mnie jego strach odnośnie wspólnego zamieszkania. Boi się tego, że może on nie będzie taki jak ja Go sobie wyobrażam i odwrotnie. Ja tego się nie boję... no,ale zobaczymy. Później zaczęłam czytać mojego poprzedniego bloga i wspominać początki z KTOSiem. Siedziałam i płakałam, a Kubuś na przeciwko mnie leżał na leżaczku i patrzył jak mama sama sobie wkręca i wymyśla problemy o których tak na prawdę nikt nie myśli. To fakt. Mam za dużo czasu na myślenie i zaczynam się bać, że to mnie zgubi :(
W końcu wzięłam się w garść i zaczęłam czytać o oszczędzaniu, lokatach i zarabianiu dodatkowej kasy.. więc póki co w takich tematach właśnie siedzę :)
To tyle co u Nas Martuś :)

sobota, 25 maja 2013

56. Na minut 5

Ehh... Mistrzem Europy jest Bayern Monachium. No cóż. Nie tak miało być hahaha
Ja dzisiaj tylko na chwilkę, bo bardzo źle się czuję. Głowa mnie boli masakrycznie, na wzrok mi znowu pada, ale tym razem to tylko jakieś mroczki (nie bliźniaki :)) Nie wiem czy to ciśnienie czy co. Nie znam się. Pamiętam jeszcze czasy kiedy wszyscy dookoła mówili, że ich głowa boli, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi. Od kiedy wyszłam za mąż już załapałam stan migrenowy. Bóle głowy nasiliły się niemiłosiernie.. za to od kiedy wyprowadziłam się od niego od razu mi lepiej i głowa boli tylko kiedy ciśnienie spada, a nie z nerwów :)
Do tego ciąg dalszy zmaganiami się z AZS (czyli alergią). Mimo wszystko czekam na konsultację u alergologa. Obym trafiła na kogoś normalnego. Za to jak czytam to czasem mózg się lasuje biorąc pod uwagę powikłania. Dieta oczywiście eliminacyjna, ale co z tego. Zjadłam dzisiaj 1/4 banana (bo już za nimi tęsknię) i po jakiejś godzince wysypało Kubusia pod szyjką. Na szczęście nie dużo, ale reakcja była. Do tego zaczęliśmy stosować inne kremy (inne niż zalecone przez lekarza). Oprócz smarowideł kupiłam probiotyk, którego lekarze nie przepisali (a jak wyczytałam w ulotce - jest niezbędny). Nie komentuję, tylko cieszę się, że potrafię czytać haha

piątek, 24 maja 2013

55.

Wczoraj byliśmy z Kubusiem na szczepieniu na pneumokoki. Pani dr powiedziała, ze lepiej Go zaszczepić skoro mamy jeszcze po szpitalach chodzić - tzn. chodziło jej o wizytę u alergologa, którą po znajomości udało się przełożyć na 4 czerwca. Zobaczymy. Oczywiście zapytałam Panią dr czy testy są miarodajne... i co? NIE. Więc jeśli mnie na nie wyślą to zapytam PO CO?
Kubusiowi ząbki już przebiły dziąsełka. Dzisiaj podczas karmienia... poczułam już na 100%, ze korony ząbków wyszły na światło dzienne. Nie pojawiły mi się łzy w oczach, nie odgryzł niczego, bo jeszcze nie ma aż tak imponującego uzębienia haha, ale ból już poczułam. Teraz to już tylko... pod górkę :)

Biedronka i zakupy w Biedronce: Codziennie kiedy jest brzydka pogoda wychodzę z Kubusiem na spacer pod Biedronke, gdzie czekam na mamę i wracamy razem do domu. I tak kupujemy pieluszki DADA. Dla Nas oprócz oczywiście korzystnej ceny, również sprawdzają się w użytkowaniu. Niestety od jakiejś jednej paczki.. kupujemy jakieś śmierdzące pieluchy. Chemia, fabryka. Zastanawiam się czy jakaś trefna seria nie poszła w Polskę. Ale, żeby nie psioczyć do końca na sklep dla najuboższych hahaha to poniżej jeszcze wklejam książki jakie kupiliśmy. Dwie ostatnie mają jeszcze taki boczny pasek z odgłosami jakie wydają zwierzęta. Kubusiowi bardzo się spodobały... Odgłosy, odgłosami, ale może sobie chociaż postukać w te sztywne strony książki... a ja nie muszę co chwilkę podawać grzechotki czy gryzaka, który spadł z leżaczka :)




54.

Nie wiem co mnie podkusiło za namową mamy zmieniać Kubusiowi pampersa przez sen :/ Spał sobie w najlepsze kiedy do pokoju przyszła moja mama. Dotknęła pieluchę i mówi, że pełna i że zaraz Kubuś się obudzi. Już kończyłam Go przewijać kiedy otworzył oczy niczym 5cio złotówki i póki co ciężko mu teraz zasnąć :/ gada, śmieje się, krzyczy... Wszystko byle by nie spać. Dobra idę coś z Nim zrobić :P

środa, 22 maja 2013

53. Powrót do butelki? hmm...

Więc tak... Dokładnie za miesiąc wybieram się do mojej K. na ślub... i najchętniej na wesele :) Muszę zacząć trenować Kubusia do powrotu do butelki.. albo inaczej... muszę ćwiczyć nowe metody karmienia Go, bo jak nie będzie piersi w pobliżu to musi się najeść i iść spać. Albo z KTOSiem nie pójdziemy na wesele i w ten oto sposób spędzimy ze sobą o wiele mniej czasu :( Dzisiaj poczyniłam próby. 
Zaczęłam od butelki. Oczywiście Kubuś się nią bawił. Gryzł, memlał, uśmiechał się ze smoczkiem w buzi albo gadał :) kiedy już wydawało mi się, że zaciska usta wokół smoczka (a musiał połknąć to co miał już w gardziołku haha) i czekałam aż będzie ssał to znowu się uśmiechał :) Radosne ćwiczenia po prostu haha
Następnie spróbowałam podawać mu mleko łyżeczką. Tak... trochę żmudna praca... oczywiście duża część mleka lądowała na pieluszce, którą miał pod bródką zanim jeszcze łyżeczka powędrowała do buzi..., zablokowałam mu rączki :D więc zaczął wypuszczać mleko kącikami ust albo pluć hahaha fontanna bajeczna :) ale pod koniec było już troszkę lepiej :)
Niestety laktator ściąga o wiele mniej mleka niż Szkrab wyssie więc miałam dość mało mleka na ćwiczenia. Jutro muszę kontynuować i jeszcze nie wiem jaką metodą. Coś wymyślę :)
W końcu zaczęłam czytać na forach co zrobić z tym fantem. I co znalazłam? Dowiedziałam się, że są kubeczki kapki (do tej pory słyszałam tylko o niekapkach - ale powyżej 6 mc i taki też mam w domu) powyżej 4 mc. Kubki przejściowe między butelką a kubkiem. Jedna mama napisała, ze na kubek niekapek założyła smoczek (nie pamiętam już firmy). I ogólnie kombinacje właśnie w tym kierunku. Najwięcej oczywiście dało mi do myślenia zapytanie jednej mamy: "A dlaczego przyzwyczajać dziecko do butelki?". W sumie racja. Dlaczego butelka... skoro możemy iść na przód w kierunku kubeczka. Butelka chyba jest najłatwiejsza i najwygodniejsza. A mnie póki co chodzi najbardziej o to, żeby i rodzice poradzili sobie przez ten jeden wieczór.

A Wy macie może jakieś inne propozycje dla raczkującej mamusi? :P

wtorek, 21 maja 2013

52.

Wracam po 2 dniach nieobecności...,ale najważniejsze, że odwiedziłam Was. Ogólnie widzę, że jakieś smutne nastroje u Was. Ciekawe skąd się biorą. U mnie jak już wspomniałam biorą się z pogody, ale ostatnio coś Nas słonko rozpieszcza. Dziewczyny głowa do góry. Korzystajmy z każdej chwili spędzonej z Naszymi pociechami i z Naszymi rodzinami. Głowa do góry, bo szkoda czasu na przygnębienia. Wszystko się ułoży. MUSI :)
Ja wczoraj pojechałam z Kubusiem do kolejnej dr. pediatry. Ta ewidentnie zdiagnozowała skazę białkową. I dowiedziałam się, że to póki co nie przejdzie.. za to będą okresy nasilenia spowodowane np. przeziębieniem czy pyleniem itd. Zaleciła testy alergologiczne. Wróciłam do domu zadzwoniłam do jednego szpitala... na Nasz fantastyczny Fundusz oczywiście... Jak pani przez tel zaśpiewała mi termin to myślałam, że spadnę z krzesła. 24 WRZEŚNIA. Można? Można! Pewnie czeka mnie prywatna wizyta, ale dopiero jutro się to rozstrzygnie.
W czwartek czeka nas szczepienie na pneumokoki, żeby wytworzyły się przeciwciała zanim wyjedziemy nad morze. Żeby szczepionkę dostać to też graniczy z cudem.. chyba, że ktoś chce czekać 14 dni :D i kolejna nieobowiązkowa szczepionka będzie na meningokoki. U Nasz w Poradni podobno zmarł maluszek w pierwszym roku swojego życia, więc szczepionka jest bardzo polecana... No cóż.

Dziś jest 21 maja.. czyli dzień przesłuchania jeszcze męża... ciekawa jestem czy tym razem dotarł... czy dostanę powiadomienie o następnym terminie jego przesłuchania czy o swojej sprawie o zaprzeczenie ojcostwa. Od tego właśnie uzależniony jest mój wyjazd nad morze :/

Śpijcie dobrze,
Marta

niedziela, 19 maja 2013

51. I po weekendzie

W sobotę oczywiście działka. Zjechała cała rodzinka, na babci imieniny. Nie będę wspominała ile jedzenia było.. sałatki, schaby (mniam), śledzie, szarlotka (mniam), sernik itd... Ogólnie było co pojeść.. Tzn. Rodzinka miała... bo było jeszcze moje mięsko gotowane z kaszą i marchewką haha (mniam :P). Oczywiście najważniejszy był Kubuś, bo prawie się bili kto ma Go trzymać, nosić na rękach i wozić w wózeczku. Nigdy mi to nie przeszkadzało.. pewnie dlatego, ze zazwyczaj nie trwało to cały dzień. Ja oczywiście miałam Go na karmienia, ale gdyby był karmiony butelką to na bank bym się nie dopchnęła. Nie ważne, że raz musiałam krzyknąć i zabrać Kubusia ze względu na sposób Jego noszenia, ale w końcu dostałam Go w swoje ręce :) Kubuś w ciągu dnia był jakiś taki spokojny... Jak rzadko kiedy. Kiedy wróciliśmy do domu rozszalał się haha a ja szalałam z Nim, bo tak się za Nim stęskniłam, że masakra. Jakbym Go cały dzień nie widziała. 
I dzisiaj szalał cały dzień. Pomijam fakt, ze od 4:00 nie spałam, bo zachciało się Szkrabowi śmiać, gaworzyć, krzyczeć... I cały dzień taki był. Śmiał się, krzyczał z radości oczywiście, gadał.
I powiedzcie mi jak wygląda ząbkowanie? Nie pytam o objawy, bo teorię znam :) Tylko jak wygląda przebijający się zymbolek? Bo u Kubusia widzę na dolnych dziąsełkach taką białą plamkę.. jakby coś było jeszcze pod skórką. I zastanawiam się czy to może być już ząbek?



Spokojnej nocy,
Marta

sobota, 18 maja 2013

50. Skąd biorą się sny?

Czy ktoś odpowie mi na pytanie zadane w tytule posta? Dlaczego akurat to Nam się śni? Czy to wpływ Naszej podświadomości? Niby tak,ale wierzę, ze jest ukryty w tym głębszy sens. Czy ktoś się tym interesował dogłębniej?
Kubuś obudził się przed 5:00.... Do 6:00 śmiał się, gaworzył, śmiał, jadł i przewijałam Go. W końcu zasnęliśmy. Po co? Żebym miała "fantastyczny" sen. Byłam z Kubusiem na dworcu... chyba PKS, bo były wokół same busy. Napisy obcojęzyczne... Pamiętam ze snu, że to była Grecja (skąd Grecja? Nie wiem... Nigdy tam nie byłam i nawet nie chciałam nigdy tam jechać). Siedzimy ze Skrzatem i czekam na Nasz busik. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że spokojnie zdążymy na babci imieniny (czyli te które robiliśmy dzisiaj na działce :) ). Później dzwoniłam do mojego KTOSia. Jakoś tak odwróciłam się od Kubusia, po chwili wróciłam do Niego, a Jego już nie było :( Patrzę, rozglądam się w panice na wszystkie strony i znalazłam go w wózku typu "parasolka" u jakiegoś obcego faceta. "Dupek ukradł mi Synka" - pomyślałam. Oczywiście opierdzieliłam go jak trzeba, bo w słowach nie oszczędzam. Coraz więcej ludzi zbierało się na dworcu, coraz większy tłok. Pomyślałam, że nakarmię Kubusia przed podróżą. Odwróciłam się tylko do torby, żeby wyjąć jedzonko... odwracam się spowrotem i jego oczywiście już nie było. Więc tym razem szukałam Go wszędzie, przepychałam się przez tłumy ludzi, przepraszałam ciągle za przepychanki, bo jeśli Go zabrali przed chwilą to nie mogą być daleko!!! Szukałam nerwowo wszędzie. Nigdzie nie było ani śladu. W końcu spotkałam personel. Pierwsze o co zapytałam to czy dworzec jest monitorowany. Dowiedziałam się, że kamery są poinstalowane. Prosiłam tą dziewczynę z personelu, żeby sprawdziła taśmy... Przytaknęła (odniosłam wrażenie, ze chciała mnie zbyć) i poszła... Czekałam i czekałam. Denerwowałam się. Starałam się nie myśleć "Co by było gdyby...", gdzie on jest, kto Go zabrał itd... W pewnym momencie podszedł do mnie czarnoskóry mężczyzna i powiedział: "Pomogę Ci! Chodź ze mną!" Ucieszyłam się. Pomyślałam, że pewnie coś widział i zaprowadzi mnie do Kubusia. Zatrzymaliśmy się w jakimś zaułku, wziął mnie za rękę i zaczął się modlić. Zgodnie z powiedzonkiem: "Jak trwoga to do Boga" pomyślałam, że jak Kubuś się znajdzie, zacznę chodzić do kościoła. Po kilku chwilach Kubuś się znalazł. Nie pamiętam już jak, ale najważniejsze, ze był. Taki sen przez kilkadziesiąt minut... bo obudziłam się zdenerwowana przed 7:00. Doszłam do wniosku, ze dla takich snów nie opłaca się nawet oczu zamykać.

Fajny sen, co?? A w ciąży jakie dziwne miałam... szok. Moze kiedyś i o nich napiszę :) A teraz zmykam spać, bo jestem padnięta po działce.
Śpijcie dobrze,
Marta

49. Można się wkurzyć?

Dzisiaj do załatwienia miałam swój urlop macierzyński. Teraz w przepisach, które w życie wejdą dopiero 17 czerwca jest też i inna terminologia. Póki co załatwiłam (jeszcze na starych zasadach) dodatkowy urlop macierzyński, czyli 4 tygodnie... i czekam na dalsze instrukcje po ogłoszeniu nowelizacji. Ale już planuję, że do roczku posiedzę z Kubusiem, później zaległa część urlopu za 2012 rok + za 2013 rok czyli 2 miesiące... i zobaczymy co dalej.
Później szybciutko do domu, do Kubusia, z którym akurat została mama. Jak wyszłam z pracy to zadzwoniłam do Niej i zapytałam czy jest spokojny. Usłyszałam: " Siedzi ze mną w kuchni i robimy sernik" hahaha pomyślałam, ze po co ten sernik? wr... Przecież ja nie mogę jeść ehh... Przed 17:00 przyjechała moja K. z narzeczonym G. z zaproszeniem na ślub i weselicho, na które ma w czerwcu przyjechać KTOŚ :) już nie mogę się doczekać. Do ślubu jestem sceptycznie nastawiona... Nie dlatego, ze do siebie nie pasują.. bo uzupełniają się prawie we wszystkim, a na pewno się kochają :) Raczej ze swojego doświadczenia.
Wieczorkiem oczywiście jak co dzień (prawie) telekonferencja Skype'owa z KTOSiem :) Od jutra ma synka na weekend :) więc zobaczę Go dopiero w nd. wieczorkiem, a tak to telefony i sms'y muszą Nam wystarczyć :)
Podczas kąpieli u Kubusia znalazłam kolejnych kilka krostek. Nie będę opisywała jak bardzo się wkurzyłam... Doszłam do wniosku, ze w pon idę do innego lekarza pediatry. Zaczęłam przeglądać bogate zasoby sieci.. i znalazłam zdjęcie maluszka z takim samym brzuszkiem w krostkach jaki miał Kubuś... a zdjęcie przedstawiało... POTÓWKI. Można być spokojnym? Wkurw** się to mało. Pierwsze co pomyślałam, ze tyle czasu nie jem normalnie.. a tu okazuje się, ze to potówki..? ehh.. teraz zaczynam leczyć potówki. Zobaczymy czy przejdzie.
A jak u Was dziewczyny zapowiada się weekend? Ja jadę na działkę. Spend rodzinny. Babci imieniny. Stąd pieczenie sernika przez mamę i Kubusia hahaha Tyle smakołyków.. a ja.. będę jadła swoje krupniczki i kaszki :) Z resztą nie wiadomo jak to wyjdzie, bo mimo upału, zapowiadają burze ;/

Na poprawę humoru moje dzisiejsze pazurki hahaahahahahahahaha a co... Mamie nie wypada?? :P

Marta

czwartek, 16 maja 2013

48. Sie działo sie :)

Dzisiejszy dzionek zaczęliśmy od kupki hahaha żebyś Martuś nie pomyślała, że tylko Twoja Lilcia je robi ;P Później to już bieganina :) Pojechałam z Kubusiem do pediatry na szczepienie. Tym razem pediatra powiedziała,że myśli, ze ta alergia moze być np. od proszku...hmm... do tej pory mówiłam, że pierzemy w JELPie i przytakiwała, że jest ok, a tym razem kazała kupić Lovele. I proszek i do płukania. Ale na zaś ma jeszcze odstawić marchewkę, bo też może uczulać. Załamka normalnie. No coż. Czego nie robi się dla Kubusia :) Szłam z nastawieniem, że znowu nie będzie szczepienia. Że Kubusiowi się upiecze :) A tu nagle pediatra powiedziała, że małe to uczulenie i kwalifikuje się do szczepienia ;/ wrr... Biedny mój Szkrabek :( Zapytałam czy rozszerzać dietę, a pediatra na to, że nie ma potrzeby, bo ładnie przybiera na wadze. Dzisiaj ważyliśmy się i wyszło 8 kg haha. Pediatra powiedziała, ze dzisiaj muszą być 2 zaległe szczepionki, bo za tydzień pneumokoki jeśli chcemy wyjechać nad morze za 3 tygodnie. No zobaczymy jeszcze z tym wyjazdem. Wyjątkowo były praktykantki. Powiedziałam położnej szczepiennej, żeby zaczęła od tej mniej bolącej szczepionki. Tą Kubuś zniósł ok. Praktykantki biegały dookoła Niego z grzechotkami :) i powiem Wam, że ta druga szczepionka zabolała, ale płakał bardzo króciutko. Ehh... Nie chcę już opisywać co czułam, bo za każdym razem jak wchodzę do tej przychodni to już chcę wychodzić. Na szczęście już było po wszystkim. Reasumując Kubuś okazał się bardzo dzielny :) Mój kochany :)
Szybciutko wyszliśmy, bo musiałam jechać do swojego lekarza naczyniowca z wynikiem USG-Dopplera z końca kwietnia. Lekarz przez telefon mówił, że będzie chciał mi przepisać podkolanówki uciskowe, ale tym razem ucisk klasa 1. Powiedziałam, że jak będą upały to i tak nie będę ich nosiła. No bo jak? Oczywiście się zaśmiał, ale jak zobaczył opinię z USG-D powiedział, że już nie potrzeba żadnych ucisków i że uważa mnie za osobę zdrową :) Nie ma śladu po przebytej zakrzepicy :) Jedyne ostrzeżenia to uwaga przy następnej ciąży i przy antykoncepcji. A hormonów nigdy nie mogłam brać ze względów onkologicznych więc i to mam z głowy :)
Uwielbiam takie dni jak dziś. Ciągle w biegu :) Już zapomniałam jak to jest haha Teraz ciągle w domku. Fakt że z Kubusiem, ale ile można siedzieć? Tak wiem całymi dniami. I rzeczywiscie można :) Spacerki... hmm.. Dzisiaj pediatra powiedziała, żebyśmy uważali na słonko, żebyśmy wychodzili na spacerki po południu. ehh... Smaruję filtrem 50, mam parasolkę przy wózeczku, daszek w gondoli i to wszystko mało? Ehh...
Kubuś bardzo rozdrażniony po szczepieniach. Marudny. Z jednej strony lekko denerwuje, bo nic nie można zrobić, ale z drugiej jest taki kochany. Krzyczy jak się Go nie przytula. W to mi graj :) Więc przytulałam ile tylko siły miałam :) a ponieważ waży już swoje haha to jest co nosić :) Kochane kilogramy:)
Wieczorkiem jeszcze skoczyłam do TESCO na zakupy czyli właśnie po proszek i płyn do płukania dla Kubusia, kupiłam jeszcze Pampersy, bo ostatnio mieliśmy Dady z Biedronki więc pediatra mówiła, że to może te Dady też go uczulają? Ehh... Czepiała się już wszystkiego. Sama nie wie co jest :(
Dzień skończony oczywiście na video-konferencji z KTOSiem :) Uwielbiam spędzać z Nim czas :) Przeziębienie już mu się kończy i już się lepiej czuje :) Do następnego razu :P






Śpijcie dobrze,
Marta

środa, 15 maja 2013

47. Ciut z przeszłości

I znowu chwilka na wylanie swoich myśli :) Bardzo lubię te wieczory kiedy jestem sama z laptopem. W tle gra jeszcze telewizor, żeby lulającego Kubusia nie obudziły odgłosy szykujących się spać dziadków :) Mimo wszystko dość ciężko zebrać myśli, bo i zmęczenie o tej godzinie odgrywa dużą rolę. Mimo 20-sto minutowej drzemki w ciągu dnia i tak powieki same opadają. 
Byłam dzisiaj w pracy u dziewczyn. Ostatnim razem (jakieś 3 tyg temu) było można Kubusia brać na ręce. Wszystkie ciocie tylko się cieszyły, a On odwzajemniał tym samym. Dzisiaj było zupełnie inaczej. Już rozpoznaje obcych. Strzelał podkówki i chwilkę płakał. Czy to dobrze? Może zabrzmi to egoistycznie, ale dla mnie póki co dobrze. Dlaczego?... Myślę tutaj o czekającej mnie sprawie o prawa do dziecka. Tzn prawa dawcy. Tego skur*****, który zostawił Nas w 3 miesiącu ciąży. Przysięgłam sobie, że Kubuś nie będzie taki jak on i dlatego ciągle i na każdym kroku powtarzam i będę, ze wychowam Go na takiego, który ma ogromny szacunek do kobiet. Takiego, który nie będzie rzucał słów na wiatr. Takiego, który będzie wiedział czego chce. Od siebie. Od innych. Od życia.Pewnie każda mama ma podobne plany względem swojego Skarba :) i na pewno każda stara się wychować najlepiej jak potrafi, a życie weryfikuje całą resztę i różnie to wychodzi...,ale ja taki właśnie ambitny plan obrałam póki co.
Będąc u fryzjerki poruszyłyśmy właśnie temat odebrania praw skur*******. Powiedziała, że może lepiej na początek ograniczyć. A ja mam gdzieś ograniczenie. Co mi to da? Że nie będzie miał wpływu na to gdzie Kubuś chodzi do przedszkola czy lekarza? To jest ograniczenie? Bo ze śmiechu padnę. I tak nie ma nic do gadania. To moje dziecko. Z resztą co go to interesuje? Właśnie pokazuje, że ma wszystko gdzieś. Mówię, że był notowany, ze miał kuratorkę itd.. fryzjerka mówi, ze jak coś to mogę zażądać np. odwiedziny tylko w obecności kuratora itd... Szczerze mówiąc to ja żadnych odwiedzin nie chcę. Podjął już decyzję. I w końcu powiedziała, że mogę mieć np. opinię psychologa. Czyli to jak Kubuś na dawcę reaguje. A ponieważ jest mu obcy to sprawa jest jasna. Chciałabym, żeby w sądzie było to takie proste. Eh.. pogmatwane to wszystko. Spieprzył mi wszystko.
Ale gdyby nie to... Nie poznałabym mojego KTOSia :) KTOŚ jest taki kochany mimo, ze daleko. Ma cechy zarówno dawcy: kochany, troskliwy i uwielbia się przytulać (Tak. Dawca też taki był.... teraz wiem, że jak czegoś chciał albo udawał) i cechy jeszcze męża: odpowiedzialny i zaradny (Tak. Mąż - wstępujący w fazę alkoholizmu, śmierdzący leń, z zaczątkami przemocy. A jego zaradność była widoczna jedynie na płaszczyznach kiedy ktoś mu pomagał. Chyba stwarzał tylko takie wrażenie). 
Pierwszy raz o tym piszę, bo blog miał być tylko o pięknych chwilach...,ale wtedy nie mogłabym pisać codziennie :P Niestety zawsze trafiałam na nieodpowiednich facetów: jeden zabrał mi kasę, następny po więzieniu, kolejny zajęty - dziewczyna w ciąży, później tacy, którzy mieli swoje pasje a dla mnie skrawki i tak już okrojonego czasu...można by wymieniać, ale po co. Nie będę się nad sobą użalała, bo to nie w moim stylu. Zawsze miałam w sobie takie pokłady siły, że nie wiedziałam skąd to się bierze. Teraz też dam radę. Damy radę razem. Razem z Kubusiem. Razem z moim KTOSiem.

Dobranoc,
Marta

wtorek, 14 maja 2013

46. Fotograficznie :)

Kubuś już sobie lula więc i ja dołączę... Już czekam aż w nocy się obudzi i wezmę Go do siebie do łóżka na karmienie i spanie już do rana :) Nieistotne, że wstaję połamana. Ponaciągam się, poruszam i mogę rozpocząć dzień :)


Robiłam przekąskę dla taty i brata...miały być parówki w cieście francuskim... No cóż. Ciężko robić coś czego nie można spróbować... i nie można zjeść ;/


A po 18:00 wyszliśmy z Kubusiem jeszcze na króciutki spacerek i ku mojemu zdziwieniu spotkałam kaczki na chodniku haha. Same kaczki w sobie nie były zdziwieniem, bo mamy dla stawiki za blokami, niedaleko park więc kaczki bywają... ale obrazek dla mnie komiczny :)



Spokojnej nocki,
Marta

45. Gdzie ten czas?

Czas leci masakrycznie. Pamiętam jak wychodziliśmy ze szpitala, jak ledwo co chodziłam, jak nie mogłam siedzieć ani chodzić, Jak poszłam drugi raz do szpitala kiedy Kubuś miał 7 dni, jak przez 3 miesiące wkłuwałam się w brzuch, jak trenowałam karmienie piersią :) a teraz... minęły już 4 miesiące, Kubusia waga bardzo podskoczyłam, tak bardzo się zmienił (jak patrze na pierwsze zdjęcia :) ). Z czasem sam potrafił znaleźć pierś, żeby się najeść. Teraz jak jest głodny i kiedy leży na pleckach, ja kładę się obok Niego na karmienie podnosi nóżki do góry i przewraca się na boczek, żeby tylko jak najszybciej dostać pierś do dzióbka :) Niewiarygodne jak mały człowieczek szybko się rozwija :) A co mnie zaczyna denerwować? Bo przecież nie może być ciągle fantastycznie :P... więc od kilku dni podczas karmienia kiedy np. przychodzi ktoś do pokoju i coś do mnie mówi.. to Kubuś porzuca pierś, odwraca się, bo musi zobaczyć kto i po co przyszedł. Jest już tak ciekawski. Ehh... Do tego robi taki jakby mostek. Zapiera się nóżkami i podnosi bioderka. Może to normalne :) ale ja raczkująca w temacie dzieci więc wszystko mnie jednocześnie cieszy i dziwi :) Po co ten mostek? Na pewno jest w tym ukryty jakiś cel :)


Marta

poniedziałek, 13 maja 2013

44. Związek na odległość

Zaraz wyjdzie mi z tego ogromna rozprawka o wadach i zaletach...ale nie o to chodzi, żeby klepać bez sensu. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę w takim związku... kazałabym mu się popukać w czoło. Ja? Ta która uwielbia się przytulać? Ta która kocha spędzać czas ze swoją połówką (żeby nie powiedzieć, ze każdą chwilę)? Ta która musi zasypiać i budzić się obok swojego mężczyzny? Ja? NIGDY. A jednak... Czy mi z tym dobrze? To już inna kwestia. Nie wiem czy mam słabszy dzień znowu czy po prostu powoli mnie to wszystko zaczyna przerastać... albo tak baaardzo za KTOSiem tęsknię. To ostatnie jest tak oczywiste, ze nie wiem dlaczego to napisałam. 

Czy polecałabym komuś związek na odległość? NIE. Choć z drugiej strony zależy to od wielu czynników. Przede wszystkim zależy od charakteru czy ktoś lubi bliskość na każdym kroku czy woli być w "wolniejszym" czy "luźniejszym związku. Nazywajcie to jak chcecie. Kolejna zależność: częstotliwość spotkań. Są pary, które regularnie spotykają się np raz w miesiącu albo co 2 tygodnie. I SUPER. POZAZDROŚCIĆ. Także od odległości. U mnie jest to 350 km. Można? Można! Szkoda zbędnych komentarzy.

Nie będę powtarzała jaki mój KTOŚ jest kochany, jakim jest dla mnie wsparciem i jaki jest dla mnie ważny... Ile można pisać ciągle to samo? Powiem Wam, że ciężko udawać np przez Skype, że jest wszystko w porządku jak nie jest.. A dlaczego nie jest? Bo tęsknota jest ogromna, bo smutek przepełnia większość chwil kiedy jest "czas wolny". Kiedyś myślałam, ze u mnie jest to kwestia zbyt dużej ilości czasu. Kiedyś, czyli jak byłam w ciąży. Właśnie dlatego wzięłam się za robienie kartek. Tak. Właśnie dlatego, żeby nie myśleć. Żeby się nie zadręczać, ze jest tak daleko. Teraz 4 blogi... Komputer włączony w sumie cały dzień. Nie wiem co będzie dalej. Chciałabym przenieść się w przyszłość o 2-3 lata i zobaczyć w jakim miejscu swojego życia będę...ale później chciałabym cofnąć się znowu do tego miejsca gdzie jestem teraz. Tak bardzo chciałabym mieć pewność, że się uda. Że pokonamy te 350 km. Często odczuwam smutek...Sporo nocy już przepłakałam w poduszkę...(czasem zastanawiam się czy bycie w związku, normalnym związku jest mi w ogóle pisane) nawet jak mówię, że jest wszystko w porządku. OPTYMIZM GÓRĄ. Ale tak na serio.. nigdy nie będzie w porządku póki KTOŚ będzie tak daleko. Czy mam jakieś obawy? Nie wiem... Liczę, że czas działa na Naszą korzyść... i nie chcę doczekać czasu kiedy Skype nie będzie mi już wystarczał...

Spokojnych snów,
Marta

niedziela, 12 maja 2013

43.

Ehh... Jak już wspominałam u mnie nastrój taki jak pogoda za oknem. Nigdy nie lubiłam siedzieć w domu i raczej często tego nie robiłam. Teraz niestety Kubuś mnie przytrzymuje, ale liczę, że w końcu i to się zmieni, ze będziemy razem gdzieś wychodzili. Pogoda w ten weekend znowu woła o pomstę do nieba!!! W sobotę ciągle padało, a dzisiejsza niedziela chłodna jak marcowa. W taka pogodę to najchętniej posiedziałoby się z ukochaną osobą pod kocykiem, z kieliszkiem czerwonego, półsłodkiego winka przy jakimś dobrym filmie...albo niekoniecznie :) Szkoda tylko, że KTOŚ aż tak daleko. Nie chce mi się tego nawet komentować. Dobrze, że chociaż u Niego pogoda dopisała :)


Kubusiowa wysypka znowu łagodnieje, a ja jem znowu krupniczki i chlebek ryżowy :) Oczywiście siedząc w sieci i czytając o zdrowym trybie życia, ćwiczeniach i zdrowym jedzeniu postanowiłam założyć kolejnego bloga. A co tam... Czterech blogów nie ogarnę? :) Może i Was zainteresuje tematyka www.mama-fit.blogspot.com Podjęłam już jedno wyzwanie, niedługo podejmę kolejne tylko póki co staram się ostrożnie z ćwiczeniami ze względu na zakrzepicę, ale jestem dobrej myśli :)

Dobranoc,
Marta

sobota, 11 maja 2013

42. Bioderka jak nowe

Pojechałam z Kubusiem do Kliniki. Mieliśmy być między 14:00-18:00, bo tak Nas zapisano ze względu na bardzo dużą liczbę chętnych na ten dzień. Nic dziwnego skoro lekarz przyjmuje tylko raz w tygodniu... A nie wiem czy jeszcze gdzieś w mieście robią. Dojechaliśmy, wyciągałam kartę kiedy mama przyszła. Jak zobaczyłyśmy ile osób przed Nami to pomyślałyśmy, że posiedzimy 2 godz na pewno. Na szczęście wszystko szło bardzo sprawnie. Dookoła tyle maluszków... Jedno mniejsze od drugiego. Ehh... Jak ten czas szybko leci. Niedawno Kubuś był taki malutki.. A teraz nie całe 8 kg. Wizyta przebiegła pędzikiem ;) Bioderka sprawdzone i dr wziął się za zginanie nóżek będąc przodem do Kubusia, a On odwzajemnił się śmiechem za ćwiczenia. Chyba na korytarzu Go słyszeli haha Dr powiedział, że tego jeszcze u niego nie było, bo tak to dzieci płaczą - jak i mój Delikwent miesiąc temu. Wszystko w porządeczku i następna wizyta za 2 miesiące.

Dziewczyny póki co padam. Poodpisuję rano i oczywiście odwiedzę Wasze blogi.

Dobranoc, 
Marta

piątek, 10 maja 2013

41. :)

Jak Wam się podoba? Mnie spodobał się refren i dlatego zaczęłam jej szukać :) i Znalazłam :)


Ok. Zmykamy na USG bioderek. Mam nadzieję, ze Kubuś dzisiaj nie popisze się krzykliwym płaczem jak na poprzedniej wizycie :)

Miłego popołudnia,
Marta

czwartek, 9 maja 2013

40. Wyprawa do fryzjera

Po raz pierwszy wyszłam z domu zostawiając Kubusia na dość długo. Nie było mnie prawie 3 godziny. Za każdym razem kiedy wychodziłam do tej pory była chyba maks godzinka... a to do lekarza, do apteki, czy na szybkie zakupy potrzebnych rzeczy. Tym razem nakarmiłam Go przed wyjściem i zostawiłam w lodówce trochę mleka ściągniętego na czarną godzinę :) Teoretycznie byłam czysta, bo zapewniłam mu wszystko. Wyszłam w najlepsze do fryzjera. Dodam, że fryzjer jest oddalony o jakieś 2 przystanki autobusowe więc nie to, ze jechałam do centrum miasta, przedzierając się przez korki. Początkowo oczywiście zastanawianie się wspólnie z fryzjerką co tu z moimi kłakami zrobić... po kilku minutach wybrałam jaśniejszy odcień czekolady na całą długość i zobaczymy ile wypłucze się naturalnie. Na początku dostałam opierdziel oczywiście za ostatnio stosowaną farbę. Firma Schwarzkopf - niby nieinwazyjna a tu okazuje się, że to również Palette, którego unikam już od dawien dawna. Farby te mają silikony więc łatwo się wszystko z nich spłukuje i ani farba, ani rozjaśniacze czy inne cuda ciężko działają na włos.. . 
Do dzieła. Kiedy ja siedziałam z farbą to fryzjerka zdołała ostrzyc 2 osoby :) To jest przemiał. Salonik mały dwustanowiskowy więc kameralny i klimat też przyjazny. Więc sporo rozmawiałyśmy :) Pierwszy temat jaki nam się napatoczył to odnośnie zasłyszanych w radiu wiadomości, czyli... słyszeliście na pewno o 3 uwolnionych dziewczynach, które były przez 10 lat przetrzymywane i gwałcone... a my jak to kobiety obgadywałyśmy co byśmy takiemu zrobiły :) Ehh... pomysły były przeróżne... zaczynając od kwasu solnego na jajka, przez spalenie żywcem, wyruch**** przez geja, po powieszenie go na sznurku do góry nogami, polanie mu miodem jajek i niech wszystkie słodkolubne owady się zlecą... niech mu spuchną itd... można by długo, bo to raczej drażniący temat. Później zeszło nam na temat biustu po ciąży i po karmieniu. Fryzjerka opowiadała, że spotkała kiedyś swoja koleżankę, która właśnie przestała karmić i fryzjerka zaczęłam się zastanawiać czy tamta nie zrobiła sobie operacji plastycznej biustu. Okazało się, że smarowała kosmetykami firmy PUPA. Wiem, ze u mnie są dostępne w Douglas'ie... Cena (sprawdzona na allegro) oscyluje w granicach od 130,-pln za tubke. Ja pewnie się skuszę, ale póki co nie będę kupowała. Moze zażyczę sobie na urodziny :D
Kiedy  wróciłam do domku to rodzice ucieszyli się, bo Kubuś podobno płakał, a mojego mleka z butli nawet nie chciał. Jak mnie już usłyszał to był spokojny. Ehh.. mój Skarb kochany :) :*

Śpijcie dobrze,
Marta

39. Dylematy

Dzisiaj Kubusiowi znowu powychodziła wysypka. Co prawda nie w takiej ilości jak wcześniej, ale jest. A co jadłam? Wczoraj listek sałaty i mielone z indyka (ale nie kotlety z bułką i jajkiej.. tylko samo mięso), przedwczoraj też, a trzy dni temu banana... Ehh... Już powoli mnie to załamuje. Niedługo powinnam wprowadzać nowe produkty, a tu nadal jem mało co. Najgorsze jest to, że zastanawiam się czy nie przyzwyczajać go do butli i nie wprowadzać kolejnego jedzonka. Tak byłoby chyba najprościej, ale czy najlepiej dla Kubusia?

Do tego ciągle trapi mnie kolor włosów... A konkretniej co z nimi zrobić. Czy Wy też tak macie? Najchętniej obcięłabym je tak jak ma Kumorkowa w "Przepisie na życie". Już kiedyś tak miałam i świetnie się czułam. Z drugiej strony jak obetnę to za 2 tyg. będę żałowała, bo nagle zamarzą mi się długie... Nie, nie chce doczepianych. W zasadzie tyle czasu je zapuszczałam i troszkę mi szkoda. A poza tym długie włosy można zawsze związać i do opalania szyja gotowa ;)
Marta

środa, 8 maja 2013

38. Tuning

Dzisiejszy dzień również zaczęłam z ćwiczeniami. Kubuś rano jak się budzi to leżąc w moim łóżku gaworzy ze ścianą, z firankami, kwiatkami, parapetem, Miśkiem-maskotą, którego dostałam od mojego KTOSia (:*) i ogólnie ze wszystkim co go otacza. Więc jest troszkę zajęty. Wtedy ja zabieram ze sobą komputer i mineralkę i zmykam do pokoju do rodziców, bo tam jest więcej miejsca :) Dzisiaj ćwiczyłam kolejną partię, czyli brzuszki:
 

Do tego kupiłam książkę na Allegro Ewy Chodakowskiej z dietą i ćwiczeniami na 30 dni. Diety wprowadzać nie będę, bo przy karmieniu piersią ciężko cokolwiek w tym kierunku uskuteczniać, ale ćwiczenia przydadzą się na bank. Skąd szał z ćwiczeniami i dietami? Ćwiczyć zawsze lubiłam. Zawsze był jakiś aerobik czy siłownia, a wcześniej jeszcze rowerki czy basen. Zmęczenie jakie daje wysiłek fizyczny uwalnia endorfiny... poza tym ja i tak się wtedy lepiej czuję. Co prawda o wiele lepiej ćwiczy się kiedy słonko świeci za oknem niż w pochmurny dzień (bo wtedy to wszystkiego mi się odechciewa ;/ ), ale trzeba się w końcu za siebie zabrać. Jak mi się uda to za miesiąc pojadę nad morze, a za 1,5 miesiąca moja kumpela wychodzi za mąż. Cieszę się podwójnie, bo KTOŚ ma też przyjechać, żebyśmy razem poszli :) Więc jak KTOŚ mnie teraz zobaczy to wolałabym wyglądać ciut szczuplej niż kiedy widział mnie ostatnio hahaha czyli na początku lutego :)

Kolejnym wątkiem jest fryzjer. Tata przesłał mi zdjęcia z niedzielnej działki i jak zobaczyłam swoje włosy to doszłam do wniosku, że masakra.

Fryzjerka zobaczyła moje włosy i zdziwiła się, że chcę je farbować... bo teraz takie są modne i wiele dziewczyn przychodzi właśnie na farbowanie końcówek... Więc powiedziałam jej, że na farbowanie końcówek, a nie 3/4 długości włosów. W danej chwili miałam dylemat czy pociągnąć całość na ciemno czy na ten jaśniejszy odcień (z resztą nadal nie wiem). Powiedziałam, że w ciąży farbowałam raz farbą bez amoniaku, którą mam jej przynieść i zobaczymy co wymyśli. Do tego jak jeszcze wspomniałam, że będę chciała chodzić na basen to dopiero dolałam oliwy do ognia, bo powiedziała, że trzeba będzie tak pokombinować, żeby nie były zielone. I co teraz? Farbować czy nie? Siwych kilka też mam więc coś muszę zrobić...;/

Wieczorkiem jak co dzień rozmawiałam z moim KTOSiem na Skype :) Pośmialiśmy się jak zawsze, pogadaliśmy :) i urosłam kiedy moje Kochanie po raz pierwszy powiedział "UWIELBIAM CIĘ" :) :* Na żywo to oczywiście bym Go tak mocno przytuliła, że nie mógłby się uwolnić :) bo oboje jesteśmy strasznymi przytulańcami :) a tak to nie potrafiłam nawet wyrazić słowami tego co poczułam i tak samo emotki tego nie wyrażą ;/ ubogi ten internet :)

Śpijcie dobrze,
Marta

poniedziałek, 6 maja 2013

37. Ludzie listy piszą...

Pamiętacie czasy kiedy były pisane listy? Kiedy czekało się na listonosza, który dostarczał odpowiedź na nie? Ja pamiętam bardzo dobrze. To były czasy mojej podstawówki. W liceum zauważyłam, że moje miasto nie jest takie duże i mogę dojechać do koleżanek :) Koleżankami były dziewczyny zapoznane na koloniach czy obozach, czyli te z którymi na co dzień nie było kontaktu np w szkole. Obecnie wszyscy piszą maile, które dochodzą do adresata w mgnieniu oka. Kto teraz chciałby pisać listy? JA!!! Zawsze lubiłam pisać i dostawać listy, a kto nie? Szkoda, że teraz ludzie już tego nie robią. Szkoda, że wystarcza mail. Nawet nie mam do kogo napisać listu... ze wszystkimi jest kontakt przez internet ;/ Już nawet nie myślę o wysyłaniu kartek na urodziny, imieniny i inne okazje. Wszystko zastępują elektroniczne kartki. Chyba trzeba to zmienić :)
Marta

36. Bo trzeba nad sobą pracować :)

Dziewczyny jak Wasze zmagania z figurą po porodzie? Pomijam fakt, że przy karmieniu piersią to maluszki z Nas wysysają najwięcej :) Ja niestety przez moją zakrzepicę nie mogłam ćwiczyć... Leczenie trwało ponad 3 miesiące, więc już mogę gdzieś iść poruszać się. Mam ambitny plan iść na basen, ale już tak chcę się zapisać od jakichś 2 tygodni :) W ten majowy weekend przy porządkach znalazłam swoje dawne okulary pływackie (bo ja bez nich ani rusz, a ponieważ noszę soczewki to są niezbędne). Mam już cały strój skompletowany, a pływanie wskazane na wszystko.. nawet na moje biedne nogi. Z drugiej strony póki nie wiem na co Kubuś jest uczulony to ciężko mi go zostawić rodzicom..,bo nie mam odpowiedniego mleka sztucznego... będę musiała ściągać. Dzisiaj rano poćwiczyłam 10 min. mam lekkie zakwasy na jednej nodze, ale to jeszcze nie jest ten stan, który lubię :) Widzę, że z kondycją jest masakrycznie więc obym nie poprzestała na dzisiejszych ćwiczeniach :) A co ćwiczyłam?:


Marta

niedziela, 5 maja 2013

35. Niech inni będą szczęśliwi

Majówka w tym roku pozostawia wiele do życzenia. Porównując zeszłoroczne upały do obecnej szarości wcale nie widać tego ocieplającego się klimatu. Nie mam siły już psioczyć na tę pogodę.
Kolejny dzień w domu... Tym razem z krótkim spacerkiem w parku. Było dużo ludzi. Parking troszkę załadowany i pośród nich stał ślubnie udekorowany samochód. Pierwsza myśl: "ehh... Będą się panoszyć po parku... A ja nie mam ochoty oglądać białych kiecek...". No cóż kiedyś patrząc na Młodą Parę myślałam, że mają fajnie... Że się kochają... Że są razem. Obecnie nie mogę patrzeć na Panny Młode... Pewnie jest to spowodowane moja ślubną pomyłka... Ale widocznie tak miało być. Teraz jak widzę osoby, które wychodzą za mąż/żenią się to myślę sobie... Że na co im ten ślub? Zaraz przecież będą brali rozwód. Bo teraz bardziej w modzie są rozwody niż śluby.
Idąc dalej w głąb parku widziałam kobietę w granatowej sukience z facetem w garniaku i fotografem. Ślub cywilny. I super. Patrzyłam na pozujących i pomyślałam... Fajnie, że się kochają. Mężczyzna całuje ją po każdym zdjęciu itd. Ja tyle czułości nie miałam. I w sumie... A co? Niech inni będą szczęśliwi :) Do mnie w końcu też się szczęście odwróci. KTOŚ to już dużo szczęścia, ale dalekiego :(
Śpijcie dobrze,
Marta

sobota, 4 maja 2013

34. Pamiętnikowo

Od zawsze lubiłam pisać i czytać. W czasach podstawówki dzieliłam jeszcze pokój z bratem, kiedy światło było gaszone, bo noc zapadała to brałam latarkę i pod kołdrą kontynuowałam, bo ciekawiło mnie co bohaterka robi dalej. W tych też czasach zaczynałam pisać pamiętnik... do chwili kiedy to na którejś imprezie klasowej nie dowiedziałam się od chłopaków, że mój młodszy o rok braciszek chciał tak rozpowszechnić moją twórczość, pofatygował się i przyniósł mój ówczesny pamiętnik do szkoły, żeby inni sobie poczytali :) Oczywiście myślałam, że go ukatrupię :) Piękne chwile hahaha 
W liceum już zaczęłam prowadzić blog, ale nie było to tak świadome jak obecnie. W zasadzie tylko pisałam tam co i kiedy robiłam z moim chłopakiem, o czym rozmawiałam z dziewczynami i jak kłóciłam się z panną, która chciała mi zabrać faceta... a teksty leciały przez korytarz dość wyszukane :) i właśnie to czyta się najprzyjemniej :) Z moim dość wrednym i pamiętliwym charakterem mogłam upajać się tymi chwilami bez końca :)
Później jak już miałam swoje pieniądze kupowałam najładniejsze zeszyty jakie wpadły mi w ręce. Jeździłam po nie specjalnie do hurtowni, żeby była specjalnie mała spiralka, bo w takich było mi najłatwiej pisać, a duża spiralka upijałaby w rękę podczas pisania. I co z tego, że co kawałek kupowałam nowy...? Zaczynałam pisać... opisywać jakieś dwa dni czy dwie notatki sporządziłam, a kiedy już chciałam dać upust swoim emocjom i pisać otwarcie to co czuję to się zatykałam, bo... może ktoś to przeczyta...? a pamiętnik miał być taki mój, tylko mój. Zawsze kończyło się to w ten sam sposób, a wierzcie mi, ze próbowałam pisać łaaadnych parę razy. Nawet dzisiaj lubię pisać czy to na blogach czy to na papierze. Nawet jak się uczyłam to ważniejszych rzeczy nie kułam na blachę tylko pisałam sobie. Długopis musiał chodzić.
Taka pamiątka ręcznie napisana, gdzieś w kącie to zupełnie inna pamiątka niż kolejna notka schowana głęboko w sieci... gdzie myślisz, że nikt Ci nie zna.. nie chcesz, żeby ktoś Cię znalazł, to co piszesz. Ja tak właśnie teraz mam. Z tego też powodu mój poprzedni blog w którym opisywałam mój poprzedni etap życia, został tak zakodowany jak to tylko było możliwe.
Zawsze marzyłam, że będę mieszkała w domku i będę miała w nim takie swoje miejsce. Przy oknie, na wysokości kolan... no może ud, będzie duży parapet, na którym będzie jakiś mięciutki materacyk, zeby na tym usiąść czy położyć się, pod plecy podłożone byłyby poduszki i może być nawet jakiś kocyk na chłodniejsze dni (bo zakładam, że od okna nie wieje :) ). Wtedy siadałabym na owym parapecie i miałabym tylko chwilę dla siebie... przy pisaniu właśnie pamiętnika. W obecnych czasach może i na laptopa :) Czy jakąś dobrą książkę.
Nawet gdybym tutaj miała pisać to co czuję to też byłoby ciężko. W dużej części piszę, ale nie wszytko. Nie chcę za jakiś czas pamiętać nienawiści do niektórych osób, z którymi muszę się jeszcze rozprawić i tęsknoty za KTOSiem. A że jest to jest oczywista oczywistość :)

Spokojnej nocy,
Marta

czwartek, 2 maja 2013

33. Musi być lepiej :)

Nie mam słów na tę pogodę. Jak jest tak "cudownie" na zewnątrz to mnie się nie chce żyć. Dosłownie. jaka pogoda taki mam nastrój. Zazwyczaj. Przepowiadane weekendowe upały zamieniły się w płynące rzeką plany na spędzenie majówki. Nie chcę nawet wiedzieć na jakiej podstawie ustalają prognozy. Żeby nie była to rozprawka na temat pogody to już chyba skończę wypociny :)


U Kubusia na szczęście wysypka znika. Podejrzewam, ze to od jajek. Ostatnio jak zjadłam aż 4 jajka przepiórcze haha to cały brzuszek był zaczerwieniony. Nie wiem. Może to zbieg okoliczności, że się drapał... Tak. Niemowlę 4-ro miesięczne potrafi się drapać :) Jak? Kładzie bezwiednie rączki na brzuszku czasem złożone w piąstkę, częściej paluszki rozłożone... i tak po prostu jeździ po brzuszku z góry na dół i z dołu w górę :). A jak drapie się w główkę z tyłu? Miał malutką plamkę z krostkami na karku, pewnie go swędziała więc nerwowo przekłada główkę z jednej strony na drugą leżąc na wznak. Maluszki też sobie radzą. Jednym słowem liczę, że jeszcze jakieś 2-3 dni smarowania i będzie ok. Już teraz dziwnie dla mnie wygląda, bo brzuszek prawie gładziutki, a ja już przyzwyczajona do widoku zaczerwienionych placków :)
Za moim KTOSiem tęsknię jak zawsze i to mnie coraz bardziej denerwuje. Chciałabym mieć o wiele mniej czasu, choć i tak prawie w ogóle go nie mam, ale tak sobie myślę, że może właśnie to byłoby lekarstwem gdybym była tak zmęczona, że padałabym na brudaska do łóżka haha Czekam już na czerwiec.... a raczej na jego końcówkę, bo KTOŚ przyjedzie na weekend :)

Kończę ten dzień z namiastką optymizmu na jutro... :)

32. Macierzyński relaks

Zastanawiałam się o czym napisać dzisiejszy post, bo chciałabym dość regularnie pisać. Nic nie pojawiało się w głowie... Cały dzień spędziliśmy w domu, bo na zewnątrz tylko 14 st. Zimno, wiało, pogoda pod psem. Rodzice wzięli się za porządki, a mnie coś dopadło. Początkowo miałam problemy ze wzrokiem. Pierwsze co przyszło mi do głowy to takie klapki na oczy jak maja konie podczas wyścigu...tylko, że ja tak nie widziałam na jedno oko. od razu do głowy przyszło mi, że to brak witamin itd... Po jakichś 30min przeszło, ale lekki strach pozostał. A później już przez cały dzień przy gwałtownych ruchach bolała mnie głowa. Ciśnieniomierz, naciskam gruche i wyszło 106 na 85. Jeszcze gdybym kawę piła. A Wy pijecie kawę karmiąc piersią? Tylko nie mówcie mi o zbożowej ;)

A jak relaksujecie się w wolnej chwili? Jeśli ją macie oczywiście :) Dostrzegałam to wcześniej, ale dopiero teraz zaczyna mnie to irytować. Mianowicie... Jeśli jest chwila wolna to gonimy coś zjeść, nakarmić rodzeństwo, wieszać pranie, obrać ziemniaki, skorzystać z WC. Jestem lekko podirytowana tym, że w tym wolnym czasie chciałabym zająć się czymś co naprawdę sprawia mi przyjemność ,a nie podstawowymi obowiązkami. U mnie czasem rodzice wezmą Kubusia, ale też zależy od dnia. Natomiast zaletą tego wszystkiego jest dobra organizacja i cieszenie się z drobnostek. Albo po prostu delektowanie się chwila i spokojem. Ja uwielbiałam delektować się kawą, a teraz nie wiem :) radość daje mi nawet ciepły prysznic na chłodne ciało. Relaksuje i odpręża a jednocześnie i tak daje do zrozumienia:" Masz swoje 5min" :)
Ameryki nie odkryje twierdzeniem, że doba jest rzeczywiście o wiele za krótka. Jak ją wydłużyć? ;)

środa, 1 maja 2013

31. Co z tą pogodą? :(

Nie ukrywam, ze miałam nadzieję jechać w końcu na działkę, powietrze, a tu zapowiada się kolejny pochmurny i wietrzny dzień? Gdzie jest to słońce? Może u Was?