sobota, 29 czerwca 2013

70. Weselnie z KTOSiem

No to ciąg dalszy poprzedniego wpisu :) Też będzie dość szczegółowo, bo nie chcę zapomnieć ani jednej chwili. Po złożonych życzeniach zaraz wróciliśmy do samochodu, bo Kubuś płakał i marudził więc podjechaliśmy kawałek dalej w ustronne miejsce na karmienie. Później w drodze na salę weselną minęliśmy raz jeszcze kościół i rondo wokół którego krążyła Para Młodych, żeby wszyscy goście ich wyprzedzili. Zrobiliśmy kółeczko za Nimi i zjechaliśmy. Oczywiście zanim się wypakowaliśmy z samochodu, rozłożyliśmy wózek itd to Para Młoda była już na sali haha Od strony wejścia na salę stały kolumny więc jak orkiestra zaczęła grać to Kubuś z nimi zaczął płakać i krzyczeć. Więc od razu doszliśmy do wniosku, że zaraz będziemy się z Kubusiem zwijali. Ale w końcu jakby się przyzwyczaił i było ok. Siedział na kolankach osoby, która akurat nie jadła :) KTOŚ wózek odstawił kawałek dalej i jak coś to przynosił gryzaki i zabawki dla Kubusia :) Maluch zaczął marudzić tak fest ok. 20:30 więc zabraliśmy manele i wracaliśmy do domu, zeby Go odwieźć. Płakał po drodze więc nawet wykrzywiałam się na tylnym siedzeniu i karmiłam Go. A co :D W domku na spokojnie Go ululaliśmy i z czystym sumieniem wyszliśmy. Gdzie pojechaliśmy? Taaaaak :) Na kwatere do KTOSia :) W końcu tyle czasu się nie widzieliśmy i nie kochaliśmy, że trzeba było odświeżyć pamięć. To, że było cudownie nie będę opisywała :) Tyle Wam oszczędzę :) Był czas na wszystko, nie spieszyliśmy się z niczym, rozmawialiśmy. W pewnym momencie Ktoś mówi, ze przesadził. Zaczęłam się zastanawiać o co kaman i mówię: 
- Będzie dzidziuś? :)
* Nie, nie będzie. A co nie chciałabyś?
- Yyyy... no nie... bo wszystko musiałbyś wtedy przyspieszyć - (nie wiedziałam co mu powiedzieć. Teoretycznie miałabym wtedy pewność, ze o wiele szybciej wszystko będzie załatwione i będziemy razem. Więc powiedziałam to w sumie bez przekonania)
* A ja bym chciał.
Ehh... aż serce mi się uradowało :) więc poprawiłam się, że też bym chciała :)

Później dalej leżymy rozmawiamy sobie. Jest błogo. Można by tak leżeć i leżeć. KTOŚ mówi:
* Muszę Ci coś powiedzieć.
Z natury jestem optymistką, ale w takich chwilach do głowy przychodzą najgorsze myśli... usłyszę zaraz, że "Jesteś wyjątkowa, ale to nie ma sensu", "przyjechałem do Ciebie ostatni raz...", "dla dobra synka muszę wrócić do tamtej" itd.... ale zamiast tego usłuszałam:
* Jestem od Ciebie uzależniony.
I myślę sobie w głowie.. jaka ja głupia jestem. Że nie wierzę w Niego, w Nas. Skąd takie pesymistyczne myślenie? Wcześniej tego nie było. Wiem skąd i dlatego się boję. Już kiedyś jedno słyszałam, a okazało się to totalną bzdurą. Ciężko w emocjach odróżnić kłamstwo.
Nie muszę wspominać, ze miałam uśmiech od ucha do ucha.... Ale ponieważ kobieta zmienną jest to zaraz z Uśmiechu tworzą się łzy w oczach? Ze szczęścia? Hmm... te nimi nie były. Tzn byłyby gdyby nie to co chodziło mi po głowie. A ponieważ u mnie to co w głowie to i na języku więc mówię:
- Dlaczego nie można cofnąć czasu o kilka lat?
* A dlaczego chcesz cofać?
Tak bardzo cieszyłam się z tej chwili. Chwili wolności. Chwili bez smyczy. Bez słuchania, że coś mi przy dziecku wypada, a czegoś nie wypada itd...
* Wtedy nie miałabyś Kubusia.
- Miałabym.
* Nie miałabyś. Jak niby byś miała?
- Z Tobą.
Pocałował mnie i powiedział:
* Widocznie tak miało być :)

No i czas najwyższy zbierać się z powrotem na wesele (w sumie zostawiliśmy KTOSia marynarkę, zeby zając sobie miejsce, a ponieważ jakiś czas Nas nie było to zastanawialiśmy się w jakim stanie i gdzie ona będzie :)) Na miejsce dotarliśmy o 00:30 :) A chciałam być na oczepinach ;/ Wchodząc na salę Para Młodych kiwała na Nas palcem, żebyśmy do nich podeszli haha i już wiedzieli, że "coś było" :P No i były oczepiny, podziękowania dla rodziców i prezenty znowu. I tak 1,5 godz. a my chcieliśmy potańczyć, żeby się poprzytulać. Kilka utworków potańczyliśmy, ale wyszliśmy jakoś przed 3:30, pożegnaliśmy się z Młodymi i G. - Pan Młody odprowadzał Nas do samochodu. W pewnej chwili mówi do KTOSia..." to Ty przyjechałeś tą Alfą"? No i zaczęło się. G. prosił Nas, żebyśmy jeszcze chwilę poczekali, bo jakiś koleś z gości przez całe wesele truje mu d***, że choruje na taki samochód i On by go przyprowadził. Więc za chwilkę przyszedł koleś, który musiał pozwiedzać samochód. Musiał usiąść z przodu, zaglądał wszędzie włącznie z bagażnikiem, siedział z tyłu itd. w końcu przyszła jego żona i mówi do mnie:
- Mieści Ci się torebka na siedzeniu? Bo wiesz.. ja słyszałam, ze się mieści i dlatego jestem przekonana do tego samochodu.
* No tak, tak.
A co miałam jej powiedzieć? Haha Wariatka jakaś. Kto kupuje samochód, bo mieści się torebka na siedzeniu? Luuuudzie.
Ogólnie z KTOSiem mówiliśmy, że szkoda, ze tak mało potańczyliśmy, ale z drugiej strony KTOŚ powiedział, że czas wcale nie jest stracony, bo dużo rozmawialiśmy :)
W domku byłam ok 4:30 i akurat Kubuś zaczął się wiercić więc mama z nim jeszcze chwilkę posiedziała, aż się wykąpię i wzięłam Go na karmienie. Finito :)

Kto dobrnął do końca? Gratuluję haha

2 komentarze:

  1. Ja, ja dobrnęłam :) Super opis, domyślam się ile takie chwile, a teraz wspomnienia dla Ciebie znaczą... Ale ta babka z tą torebką mnie rozbroiła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah no torebka wygrała :P Co ludzie mają w głowach??? :-o
    Miłe takie chwile we dwoje. I nie żałuj, że dopiero teraz. To , że mogło być inaczej, wcale nie znaczy, że lepiej :)

    OdpowiedzUsuń