niedziela, 30 czerwca 2013

73.

Nie spałam już od 4:00. Tak bardzo chciałam już jechać do KTOSia. Wstałam po 8:00, a brat nadal spał więc kilka chwil musiałam odczekać. Więc pojechałam zatankować samochód, żeby później nie marnować czasu, a poza tym, żeby nie siedzieć w domu i nie tupać w miejscu. Nienawidzę czekać. W końcu tuż po 10:00 zadzwonił KTOŚ i powiedział, że muszą oddać klucz o 12:00 więc, żebyśmy przyjechali jakoś wcześniej. Pogoda była ciężka - bo i zachmurzone niebo i opady - mój KTOŚ mówił, ze nie wie czy to dobry pomysł, żeby jechać z Kubusiem tyle drogi na zimno. Powiem szczerze - ręce mi opadły. Podciął mi tym skrzydła. Z jednej strony miło, ze martwi się o Kubusia, ale z drugiej... nastawiłam się już, ze Go zobaczę. Tyle czekałam na tą chwilę a On mi tak mówi. Na szczęście powiedziałam, że przyjadę i nie musiałam Go długo przekonywać :) Z resztą i tak w samochodzie nic Kubusiowi nie grozi z zimnych natręctw, a tak wzięłam koc, bluzę, czapeczki i był też ciepło ubrany :)
Zaczęłam tuż po telefonie budzić brata i powiedziałam mu, że za 5 min na dole. Powiedziałam co ma jeszcze zabrać i tyle :) Musiałam być taka stanowcza, bo pomijając, że mi się spieszyło :) KTOSiowi się spieszyło :) Brat wychodząc do pracy potrzebuje właśnie 5 min, żeby się ubrać i umyć zęby haha - swoją drogą faceci mają dobrze, że nie muszą wstawać co najmniej 30 min przed wyjściem :) No dobra.... Niektórzy :) I do tego brat miał kaca olbrzyma, bo wrócił nad ranem (opijał imieniny i urodziny Piotrów i Pawłów). No cóż. W końcu wziął wózek i zszedł. No to go. Napisałam do KTOSia, że już jedziemy. Po drodze dzwonił kilka razy :)
Dla mnie taka wyprawa prawie 70 km to wyzwanie. Dlaczego? Bo jak jeżdżę to po mieście albo trasach, które znam. Więc doceń to Skarbie :* Ale teraz po podróży mogę stwierdzić to co mówię zawsze, ze bardzo lubię jeździć samochodem (z resztą zawsze uwielbiałam się przemieszczać.. bez różnicy czym.. pociąg, autokar, samolot :) ) więc chętnie będę wyruszała w kolejne trasy. Najgorsze jest to, że mam dość małą pojemność silnika więc za szybko nie polecę... chyba 110 km/h to był maks. Po pierwsze nie potrzebuję lepszego do jazdy po mieście, po drugie wiem doskonale, że gdybym miała szybszy samochód to i mandaty by się sypały, bo nie wykorzystywałabym tego dobrodziejstwa jedynie do wyprzedzania :)
Dotarliśmy na miejsce. Mój kochany KTOŚ Nas przywitał. Jak Go zobaczyłam to aż serce się krajało. Setki tysięcy pytań w głowie. Dlaczego mnie przy Nim nie było? Skąd skurwysyni, którzy tak się zachowują bijąc człowiek, którego tak bardzo kocham? Skąd biorą się takie ch***? Było mi Go tak szkoda. Było mi bardzo przykro, ze przez to wszystko musiał przejść, że na taką bandę się natknęli. Aż miałam łzy w oczach. Biedny trochę chodzi, ale z powodu poobijanych żeber ciężko mu się wyprostować. Twarz cała opuchnięta. Nawet za uszami. Nawet ma siniaka na szyi. Dobrze, że pojechałam, bo wyobrażałam Go sobie o wiele gorzej. Tzn. Wyobrażałam sobie więcej siniaków i strupków na twarzy, ale nie sądziłam, ze twarz może aż tak spuchnąć. Zawsze uważałam, ze najlepiej wiedzieć nawet najgorszą prawdę niż domyślać się cudów (a mój Skarbek wie jakie cuda potrafią chodzić mi po głowie:) ). Wysiadłam z samochodu. Miałam ochotę obcałować każdego siniaka, każde bolące miejsce, każdego nawet najmniejszego strupka. Ile razy w głowie bluźniłam na tych skurwieli i ile razy wymyślałam sobie co bym im zrobiła. Zakatowałabym. Bez dwóch zdań. Jak tak można. Bydło spuścić. Mój KTOŚ przytulił mnie, było widać, że się cieszy, że przyjechałam. Ja też byłam w siódmym niebie, mimo, że patrzyłam na Jego cierpienie. Teraz też mnie boli, że nie ma mnie przy Nim. Że nie pościelę mu łóżka, że nie podam jedzenia, że nie posmaruję obolałych żeberek, że Go nie przykryję w nocy, że nie pomogę Mu rano wstać (na wyjeździe pomagali mu kumple). Przykro mi strasznie. 
Poznaliśmy Jego znajomych. Wszyscy bardzo pozytywni, choć już wycieńczeni :) Cieszę się ogromnie, że ma takich znajomych i że nie był sam :) 
Pojechaliśmy do McDonald'sa na jedzonko. Mój KTOŚ pojechał ze mną :) Cuuudnie Skarbie :) Chłopaki pokupowali sobie coś do jedzonka, KTOŚ jedynie kawkę, a ja wodę mineralną niegazowaną haha no bo co innego :) Kubuś jak zawsze grzeczny :) Rozglądał się, uśmiechał i bawił swoimi zabawkami :) Mieliśmy dla siebie troszkę czasu. Znowu przytulanina, całuśniki i jednym słowem przy sobie w ciągłym dotyku :)
W pewnej chwili kiedy trzymał mnie za rękę jakoś tak zerknęłam i przywidziało mi się, że ma obrączkę. Oczywiście powiedziałam to na głos haha a co :) a mój kochany KTOŚ powiedział:
- No jeszcze mi nie założyłaś.
:* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :*
Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę, poprzytulaliśmy się, chłopaki pojedli i popalili. W między czasie jeszcze przewijałam Kubusia i karmiłam. Brat jak to brat wkręcił się w towarzystwo haha No i czas rozstania ;/ Tragiczny, lecz nieunikniony. Oczywiście było: "Do zobaczenia niedługo" :) Wsiedli do samochodu, poustawiali GPSa, popatrzyliśmy jeszcze na siebie przez szybkę i pojechali... :( :*
Ja jeszcze chciałam troszkę nakarmić Kubusia, żeby bratu z tyłu nie marudził, ale był opór haha więc też wsiedliśmy i pojechaliśmy (niestety) w przeciwnym kierunku.  Bardzo się cieszę, że Go dzisiaj widziałam. Nie wybaczyłabym sobie siedzenia w domu wiedząc, że jest tak niedaleko :)
KTOŚ zadzwonił po 18:00, że już dotarli. Położył się, posmarował jakimiś mazidłami i łyknął leki przeciwbólowe. Gdybym wiedziała jak wygląda to też bym aptekę odwiedziła przed przyjazdem. Nie bardzo wiem co w takich przypadkach jest na "topie", z resztą pytałam tyle razy czy czegoś nie przywieźć i niczego Kotuś nie chciał :) Przyjechali Jego rodzice, podobna mama załamana... Ehh... Nie dziwię się... Gdybym tych skurwieli spotkała to....wrr....

4 komentarze:

  1. Dobrze, że udało Wam się spotkać, szkoda tylko, że w takich okolicznościach :( No bydło nie ludzie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wybaczyłabym ani sobie, ani KTOSiowi, gdybyśmy się nie spotkali. Okoliczności rzeczywiście ciężkie, ale ja mogę Go oglądać w każdych. I tak jest dla mnie NAJ... :)

      Usuń
  2. Ehhh przykra sprawa z tym napadem. A ostatnio coraz częściej i to wśród znajomych spotykam się z takimi historiami :(
    A jeszcze, odnośnie Pogorzelicy, to my byliśmy na domkach w Komandorze, czyli na tej samej ulicy ,tyle że wgłąb :) Ciekawe, czy się gdzieś mijałyśmy czasem. Taki namiot zielony na plaży, jak z Twojego zdjęcia, to widywałam nawet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha my zostawaliśmy na plaży najdłużej hahha jak się zorientowaliśmy, że już chyba czas iść do domku to byliśmy sami na plaży haha

      Usuń