piątek, 28 czerwca 2013

69. Ślubnie z KTOSiem

Jeszcze troszkę wspomnień :) W sobotę wstał zmęczony po całym tygodniu i podróży więc był u mnie w domku około południa. Pojechaliśmy z Kubusiem na zakupy. Na zakupach cudnie było. KTOŚ pchał wózech, a ja wtulałam się w Niego. Brakuje słów na to, żeby opisać euforię. Kupiliśmy jakąś kartkę (bo sama nie miała jak i kiedy zrobić ;/), winko (bo Państwo Młodzi zażyczyli sobie winko zamiast kwiatów (ja też tak miałam haha)) i kupiliśmy ubranko dla Kubusia na wesele. Doszłam do wniosku, że weźmiemy Go ze sobą, bo i tak pewnie byśmy przyjechali na karmienie ok 21:00 a tak Go odwieziemy, a rodzice będą z Nim kilka godzin krócej. Po zakupach pojechaliśmy jeszcze do KTOSia na kwaterę zobaczyć czy pasuje koszula, którą kupił czy będziemy jeszcze jechali na zakupy haha Kubuś spał więc mieliśmy chwilkę dla siebie na przytulanie. Ogólnie rzecz ujmując przytulamy się ciągle w każdej sytuacji i gdzie popadnie haha W końcu przymierzył koszulę (mrr...) i pojechaliśmy do mnie, bo mama już czekała z obiadem. KTOS wyprasował sobie u mnie koszulę kiedy ja się kąpałam i szykowałam. Gotowi byliśmy o 17:00 a tu jeszcze trzeba było oporządzić Kubusia. Reasumując wyszliśmy ok 17:45... plus dojazd jakieś 40 min. Ślub był na 18:00 i oddalony o lekko ponad 30 km od Nas haha Na miejsce dotarliśmy oczywiście ok 18:30 :) Do kościoła więc już nie wchodziliśmy. Postaliśmy przed i w końcu wyszła Para Młodych (aha bo nie napisałam. Za mąż wychodziła właśnie moja przyjaciółka K.). Jak to u Nas kolejka z prezentami długa. Więc stanęliśmy i przekładaliśmy sobie Kubusia z rąk do rąk jak już komuś ręce mdlały haha w pewnym momencie stanęło za Nami małżeństwo z córeczką, a ponieważ była ona dość niegrzeczna i marudna, jej mama powiedziała patrząc na Kubusia i KTOSia: "Patrz jak dzidziuś ładnie przytula się do tatusia". Powiem Wam szczerze, że mnie zrobiło się bardzo miło :) Nie wiem jak KTOŚ, bo nawet o tym nie rozmawialiśmy. Ale tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się :) Wiem, że KTOŚ byłby wspaniałym tatusiem dla Kubusia, ale... nie traktowałby Go nigdy jak swojego własnego. Może tak mi się wydaje, bo w swojego synka jest bardzo wpatrzony :) nie, żebym miała mu to za złe, bo to jeden z tych powodów dlaczego tak bardzo Go kocham :) Pamiętam tylko jego słowa kiedyś... Nie wiem już o co chodziło, ale KTOŚ o synku powiedział: "bo on jest taki mój". KTOŚ pewnie o tym nie pamięta, za to ja baaaardzo.

1 komentarz:

  1. Ano własnie,to jest ciężki temat. Nieraz się nad tym zastanawiam. Co prawda póki co nie muszę, ale jakoś siłą rzeczy przychodzi mi to do głowy. Jak to jest, kiedy dzieci w rodzinie są "twoje" i "moje". A potem jeszcze pojawi się "nasze" ? Jakoś nie wierzę, że tak na 100% da się je identycznie traktować i takimi samymi uczuciami darzyć. A może nie ma takiej potrzeby? Może równowaga sama się jakoś "dzieje" ? Naprawdę skomplikowane...

    OdpowiedzUsuń